Will
Odzyskałam przytomność dzięki pomocy jednego ze strażników. Pierwszym co
zobaczyłam była jego pięść oddalająca się powoli od mojej twarzy i jego
szczerbaty uśmiech. Potem kątem oka zobaczyłam jeszcze jednego, równie wesołego
mężczyznę, stojącego nieopodal. Ale oprócz nich i mnie pokój był pusty.
- Pani jakoś się nie przejęła ich ucieczką - powiedział ten stojący dalej
dość znaczącym tonem.
- Jest zbyt zajęta, Fred, przecież wiesz - odparł na to drugi. - Ale
jeśli coś z niej wyciągniemy, to może nas wynagrodzi... - zaczął się
zastanawiać.
Fred podszedł bliżej tamtego i strzelił go przez łeb. Aż huknęło. Ten,
który dostał, warknął tylko i obrzucił Freda zabójczym spojrzeniem.
- Kurwa! - ryknął. - Co ja ci chłopie zrobiłem?
- Oh, Say, przecież zgubiłeś gdzieś mózg - odpowiedział całkiem poważnym
tonem. - Pani pewnie i tak wie o nich wszystko, a skoro się nimi nie przejęła
to mamy ją tylko dla siebie.
Say, oburzony uwagą Freda aż zbordowiał. Gdy jednak dotarł do niego sens
słów towarzysza na jego krzywej twarzy znów zagościł szczerbaty uśmiech od ucha
do ucha. Chyba tylko do mnie nie dochodziło jeszcze, o czym rozmawiają.
- Panowie - zaczęłam, podnosząc się z miejsca. - Nie obrazicie się
pewnie, jeśli wyjdę, co? - zapytałam i chwiejnym krokiem zaczęłam iść w stronę
wyjścia.
Jednak się myliłam. Say chwycił mnie za rękę i niedelikatnie pociągnął z
powrotem na miejsce. Jako, że wciąż stałam, Fred zmienił to jednym, celnym
ciosem w bok głowy. Musiał mieć na palcu pierścień, gdyż rozciął mi łuk
brwiowy, a przed oczami miałam mroczki.
Zaraz... Pierścień! Wytężyłam wzrok i zobaczyłam moją czarną obrączkę na
jego palcu. A tak się bałam, że już po niej! Lewą ręką wytarłam prawą część
twarzy, tą, która była już prawie cała od krwi, i wyciągnęłam drugą dłoń w
stronę tamtego.
- To oddaj mi chociaż mój pierścień - poprosiłam, zerkając znacząco na
jego palec.
- To twoje? - zaśmiał się mężczyzna rzucając we mnie pierścionkiem. - A
bierz ten szajs. Możesz go sobie wsadzić w...
- Dziękuję - przerwałam mu i szybko założyłam obrączkę na palec.
- To co robimy? Pobijemy do nieprzytomności, zrobimy swoje i wyrzucimy
czy pominiemy pierwszy punkt? - zapytał Say nie bardzo przejmując się sceną,
która miała przed chwilą miejsce.
Może nie musiałam wiedzieć, co chcą ze mną zrobić, ale perspektywa bycia
pobitą raczej mi nie odpowiadała. Dlatego podniosłam się znowu, tym razem
powoli. Nie zauważyłam jednak, że Fred wciąż się we mnie wpatruje. Powalił mnie
kolejnym ciosem w twarz. Tym razem trafił idealnie w nos, z którego od razu
puściła mi się krew. Oczy zaszły mi łzami, jak to zwykle jest po takim
uderzeniu. Chyba chciał mnie związać, ale tym razem nie pozwoliłam nawet na to,
żeby mnie dotknął. Na pierścieniu kolejno zaświeciły się dwa kamienie, kiedy
stałam się niewidzialna i uniosłam nad głowy strażników.
Tym razem bez cackania się wyleciałam przez pierwsze lepsze okno i udałam
się w stronę umówionego miejsca, raz po raz wycierając rękawem krew z twarzy,
żeby widzieć cokolwiek.
Ina
Biegliśmy szybko, o dziwo trafiliśmy tylko na kilku żołnierzy. Zdążyliśmy
ich zabić, zanim się zorientowali, o co chodzi. Nie miałam wyrzutów sumienia,
traktowałam to raczej jako miłosierdzie - śmierć szybka to i tak lepiej niż
śmierć w męczarniach, które prawdopodobnie zafundowałoby im to babsko.
Jedyne co mnie dziwiło, to fakt, że doskonale wiedziałam gdzie iść. Skądś
kojarzyłam to miejsce, jednak nie mogłam go sobie przypomnieć. Tak, jakby ktoś
nałożył na mój umysł mgłę, nie pozwalając dojrzeć mi wszystkich szczegółów
pamięci...Starałam się wyrzucić z głowy te myśli, ale nie mogłam. Dlaczego? Też
tego nie wiedziałam...
Chwilę po tym, jak wydostaliśmy się z celi już byliśmy na zewnątrz zamku.
Pędziliśmy dalej, nie patrząc za siebie w kierunku bliżej nieustalonego miejsca
spotkania. Nikt nas nie ścigał, prawdopodobnie nawet nie zauważyli, że nas nie
ma i skoncentrowali się na Will, która narobiła niezłego zamieszania.
Starałam się nie wyobrażać sobie, co się z nią stanie, jeśli ją złapią.
Znaczy nawet jeśli ją złapią, to prawdopodobnie się wydostanie, ale zawsze
istniał ten niewielki odsetek szans, gdzie jednak się nie wydostaje i ktoś,
robi jej coś na prawdę nie przyjemnego... Ale oby się nic jej nie stało.
W końcu zatrzymaliśmy się gdzieś w lesie. Dość daleko od zamku, ale
niezbyt blisko. Tak w sam raz. Nie zważając na nic, usiadłam pod drzewem, lekko
załamana. Dlaczego pozwoliłam Will tam zostać?
- No już, wstawaj. Przecież uciekliśmy a Will na pewno nic się nie stanie
- powiedział Daniel podnosząc mnie i mocno przytulając.
- A co jeśli jednak...? - zaczęłam.
- Nawet o tym nie myśl - przerwał mi, a po moich policzkach popłynęły
łzy. Przytulał mnie delikatnie kołysząc, a ja bezmyślnie wpatrywałam się w
przestrzeń. Nawet nie poczułam, kiedy usiedliśmy, ani kiedy usnęłam...
***
Obudziłam się, gdy było ciemno. Noc? Już, tak szybko? Ile mogłam spać? A
co ważniejsze - ile przebywaliśmy w więzieniu i ile już nas nie było w pałacu?
Nawet nie miałam siły by się podnosić. Bo po co? To i tak niczego nie
zmieni... Nagle usłyszałam jak coś rypnęło o ziemię. Oboje z Danielem
natychmiast poderwaliśmy się na równe nogi przyjmując pozycję do walki. Ale
skoro nic nas nie zaatakowało porozumieliśmy się wzrokiem i powolnym krokiem
skierowaliśmy się do miejsca, z którego pochodził dźwięk.
"Rypnął" nie kto inny, jak Will. Teraz podnosiła się z ziemi,
opierając jedną ręką o drzewo, które w jednym miejscu było lekko brudne od
krwi. Podobnie jak twarz siostry. W tym momencie wszystko było jasne. Wyleciała
z zamku i zatrzymała na drzewie. Jednak prawdopodobnie to nie przez niego miała
rozkwaszoną twarz. Rana na łuku brwiowym i złamany nos, z którego leciała
cienka stróżka krwi świadczyły o tym, że ją pobito.
Ruszyła parę kroków w naszą stronę chwiejąc się niczym pijany krasnal. W
pewnym momencie zatrzymała się, wyszczerzyła się dość dziwnie i upadła.
Straciła przytomność.
- No pięknie - mruknęłam pod nosem, klękając koło siostry, a Daniel
opuścił miecze. Spróbowałam ją podnieść, ale Will trochę waży, więc spytałam
elfa: - Pomożesz?
Podniósł delikatnie moją siostrę i zaniósł ją do miejsca, gdzie przed
chwilą siedzieliśmy. Ułożył ją na ziemi, a ja przyklękłam przy niej i
popatrzyłam na jej obrażenia. Dam rady to wyleczyć? Zapewne tak, choć ostatnio
sporo się wysiliłam i nie mam już tyle energii ile bym chciała. A może by tak
smoki...?
Im, byłabyś w stanie przesłać mi trochę swojej energii? wysłałam
zapytanie do smoczycy, mając nadzieję, że odpowie.
Co znowu się stało? zaniepokoiła się smoczyca.
Will sobie coś zrobiła... odparłam, nie chcąc zbytnio niepokoić
smoczycy.
Poczułam, że smoczyca wzdycha w duszy, po czym zalała mnie moc. Szybko
wyrecytowałam zaklęcie, które po tak częstym używaniu jakby wpisało się w mój
umysł. I kolejny raz, i kolejny... Will szybko musi odzyskać siły, bo przecież
powinnyśmy się stąd jak najszybciej wynieść, prawda? I wtedy poczułam jeszcze
większy przypływ mocy.
Will jest ze mną związana, więc i ja ci użyczę swej mocy
usłyszałam głos Mitsuke.
Dziękuję odparłam i włożyłam całą energię w ostatnią inkantacje.
Po tak silnym zaklęciu zachwiałam się i przytrzymałam głowę, by przestało mi
się w niej kręcić.
A Will zaczęła chrapać. Praktycznie całkiem uleczona zapadła w sen, który
miał zregenerować jej siły. Zaśmiałam się i spojrzałam z uśmiechem na Daniela.
- Choć tyle, że co najmniej ona jest spokojna - powiedział również
uśmiechnięty.
Ostrożnie wstałam przy pomocy Daniela i rozejrzałam się. Coś mi chodziło
po głowie, lecz nie mogłam uformować tego w konkretną myśl. Wszystko było takie
splątane, cała ta sprawa z wredną babą... I niby co to za zamek?
Nagle dostałam olśnienia. Stanęłam z otwartymi ustami i nie mogłam
uwierzyć w to, co pojawiło się w moim umyśle. Szybko wyszukałam wzrokiem
drzewo, na które mogłabym się wspiąć i rzuciłam elfowi spojrzenie, przekazując
jednocześnie, że nic mi nie jest. Potykając się pobiegłam do drzewa i zręcznie
się na nie wspięłam. Wyjrzałam spomiędzy liści i ujrzałam zamek w całej
okazałości.
- Ale jak? - spytałam samą siebie.
Doskonale wiedziałam na co patrzę, w końcu tyle czasu tam
spędziłyśmy. Przed moimi oczami widniał zamek, w którym wykluły się smoczyce.
Zamek, w którym uczyłyśmy się, jak być smoczymi zaklinaczkami.
Zamek Perse'go.
WOW. :D Normalnie tym rozdziałem jak i innymi wszystkimi mnie powaliłyście. Jest po prostu zajebisty. :D Od paru dni wchodzę na Wasz blog i czekam aż dodasz a tu nagle dzisiaj i Bum. Normalnie słów mi brakuję na Wasze rozdziały. Życzę Wam ogromnej weny której i tak wam nie brakuję :D
OdpowiedzUsuńBędę wpadać częściej ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie.
www.sekrety-blenkitnych-lez-i-gwiazd.bloog.pl