środa, 29 maja 2013

Koniec tajemnic


Will

"Persentiatur" w języku smoczych nie oznacza tylko "przeczucia". Jest to również określenie na "przeznaczenie"...
Ten głos dźwięczał mi w głowie przez cały sen. Nie był to jednak mój głos, ani głos nikogo, kogo znałam. Był to głos bez właściciela. Taki, który każdy czasem słyszy w swojej głowie.
Obudziłam się, podniosłam i rozejrzałam dookoła. Było ciemno. Mniej więcej środek nocy. Długo spałam. Daniel leżał gdzieś nieopodal, a Iny nie było. Pewnie trzyma wartę, ktoś przecież musi.
To miejsce wydało mi się dziwnie znajome. Te drzewa, ta polana. Udałam się kawałek w głąb lasu i znalazłam rzekę. Wiedziałam, że tam będzie. Ja tutaj po prostu już kiedyś byłam. Obejrzałam się w ciemnej tafli wody. Twarz, niby ta sama, jak oglądałam się tu ostatnio, jednak poważniejsza. Oczywiście poobijana, ze złamanym nosem, ale to nie miało teraz znaczenia. Oczy: dalej ciemne, teraz nie wyrażały jednak żadnych uczuć. Były po prostu puste.
Lubię się tak oceniać. To pomaga mi samej dowiedzieć się, co o sobie myślę, co tak na prawdę nie jest takie proste.
Coś mnie tchnęło. Jakby ten sam głos, który mówił o "przeznaczeniu" prosił mnie, abym poszła w stronę, w którą on sobie zażyczył. Tak też zrobiłam. Bezgłośnie przeszłam kawałek dalej i wspięłam się na drzewo. Pierwszym co zobaczyłam była Ina, siedząca na gałęzi obok i wpatrująca się w dal. Zrobiłam to samo. Widziałam zamek. Znajomy zamek. Od razu otworzyła mi się szufladka w pamięci i już wiedziałam, co to za miejsce.
- To niemożliwe... - wyszeptałam praktycznie sama do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
- A jednak - odparła bezbarwnym głosem siostra.
- I ta dziwka ma czelność urzędować w jego zamku?! - krzyknęłam, prawie płacząc. - Ona nie ma uczuć! Zabiję ją gołymi rękami!
- Pozbędziemy się jej, nie martw się - odparła na to hardo Ina i zaczęła schodzić z drzewa, a ja poszłam w jej ślady. Przeczucie znów dało o sobie znać i było przekonana, że coś się wydarzy.
Nie myliłam się. Ina w dalszym ciągu miała przy sobie torbę z książkami, a gdy już prawie byłyśmy na ziemi zachaczyłaa nią o gałąź, przez co prawie cała zawartość wylądowała na ziemi. W tym niewielki, połyskujący zegarek, który przez uderzenie się otworzył.
Ina błyskawicznie zeskoczyła na ziemię i pognała do zegarka a ja w mig zorientowałam się, co to jest. To był ten niezwykły przedmiot, który przede mną ukryła, gdy pakowała książki na wyprawę. Poszłam za nią, ale zanim zdążyła zamknąć zegarek zaczęło wydobywa się z niego dziwne światło. Ni to złote, ni niebieskie miało w sobie też trochę czerni.
Było piękne. Samo w sobie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Coś mnie do niego przyciągało. Dopiero po chwili w mojej głowie ukazało się uczucie, że ja nie chcę na to patrzeć, że muszę. Ale zignorowałam je.
A później światło uformowało się w kobietę. Była odrobinę od nas wyższa, miała takie same długie włosy jak Ina - a nawet dłuższe - zebrane w grubym warkoczu. Twarz miała delikatne rysy, choć widać w nich było hardość ducha i nieugiętość. Miała na sobie ładną i funkcjonalną tunikę, oraz nogawice, a na jej głowie połyskiwał wspaniały diadem. Nie miałam wątpliwości, że to nasza matka - królowa elfów. Tylko niby dlaczego pojawiła się właśnie teraz?

Ina

Więc to tak. To dlatego zabrałam ze sobą ten zegarek, choć wiedziałam, że na nic się nie przyda. To było takie dziwne... Will pewnie nazwałaby to przeczuciem, ale to jej domena, więc niech ona to tak nazywa.
A ja... No nie wiedziałam, co myśleć. Matka. Dziwne słowo. Dziwne uczucie. Dziwny zegarek... Wszystko stało się tak nagle, jak zawsze w nieodpowiednim momencie. Los to fatalna sprawa.
- Witajcie córki i ty Danielu - odezwała się łagodnie postać, składając dłonie i delikatnie się uśmiechając.  Dziwne. Kolejna dziwność. Skąd ona wiedziała, że tutaj jest Daniel? Przecież to tylko wytwór zegarka... prawda? - To co tutaj widzicie, to część mojej świadomości, którą zapieczętowałam w tym zegarku tuż przed śmiercią. Zrobiłam to, ponieważ wiedziałam, że nie zdążę spotakać się z wami osobiście, a pewne rzeczy nie mogą zostać niewyjaśnione. 
To było niezwykłe doświadczenie. Część matki, która wciąż istnieje, choć ona zmarła juz jakiś czas temu. Ale... Zawsze się znajdzie jakieś ale, tylko, że wtedy byłam tak podekscytowana, że nie docierało to do mnie. 
- Wydaje mi się, że powinnam zacząć od samego początku, czyli od chwili, kiedy się urodziłyście. Był to spokojny okres i raczej nikt się nie spodziewał, że właśnie wtedy przyjdą na świat tak niezwykłe istoty jak elfie bliźniaczki. I to te z przepowiedni! Wiedziałam, że to o was chodzi gdy tylko pierwszy raz ujrzałam moją drogą Weronicę. Byłyście wtedy obie takie śliczne... serce mi się krajało, gdy zadecydowałam, że należy was ukryć. Zleciłam więc to Danielowi, mojemu najbardziej zaufanemu słudze, a całej reszcie kazałam przekazać, że dziecko urodziło się martwe. 
Gdy usłyszałam, że to Daniel nas ukrył spojrzałam na niego zdziwiona. Ile on może mieć lat..? pomyślałam, a chłopak spłonął rumieńcem.
- Dodatkowo dla większej pewności miał was obserwować przez pierwsze lata życia, by mieć pewność, że nic wam się zawczasu nie stanie. Ani, że zawczasu zaklęcie nie zostanie złamane. Bo widzicie, byście się nie wyróżniały, rzuciłam na was zaklęcie, dzięki któremu upodobniłyście się do ludzi. Miało ono zostać złamane dopiero wtedy, gdy odkryjecie, kim jesteście.
Przestała na chwile mówić i popatrzyła jeszcze raz na Daniela. Później przeniosła swój wzrok na mnie i Will, by po chwili kontynuować.
- Przez pierwsze lata życia obserwował was Daniel i składał mi dokładne raporty. Niezwykle się o was martwiłam, lecz na szczęście nigdy nie stało wam się nic poważnego. - Oprócz tego, że kilka razy tylko cudem uniknęłam śmierci, a z tego co wiem Will nie miała lepiej. Do tego od małego polowali na mnie ci ludzie z Gildii, a raz urządziłam taką śliczną masakrę, że myślałam, że nigdy więcej nie będę mogła pokazać się w mieście. Jakież to śliczne miałyśmy dzieciństwo! I tak oto pięknie pilnował nas Daniel. 
Zaraz... Ale na chyba nie mówi o tym Danielu, prawda? Ale przed chwilą, gdy na niego popatrzyłam zarumienił się, więc to może jednak on...?
- A gdy urosłyście los sprawił, że się spotkałyście. Już wtedy wiedziałam, że mój koniec jest bliski, więc kazałam was obserwować podwójnie, w dzień i w nocy, żeby mieć pewność, że dotrzecie do królestwa i obejmiecie władzę - kontynuowała królowa, nieświadoma moich myśli. - Jak widać udało wam się. A teraz pozwólcie, że wyjaśnię wam, co was czeka w zamku.
Co dziwne, projekcja wzięła kilka głębokich oddechów, jakby chciała się przygotować na to, co za chwilę nam powie. Przecież wcale tego nie potrzebowała, nie miała ciała z krwi i kości, ani nawet nie była w całości duszą naszej ma... królowej. Tak, wiedza, że to nasza matka wcale nie sprawiła, że od razu zaczęłam tą postać tak nazywać. Mogła sobie mówić, że zawsze się o nas martwiła, że kazała nas pilnować, ale prawda jest taka, że ja nie miałam matki. 
- Tam w zamku została ukryta rzecz, której kategorycznie musicie się pozbyć. Nie będzie to łatwe, jest strzeżona przez smoka, który dowodzi całej grupie. Mają magów, elfy, krasnoludy i wiele innych stworzeń pochłoniętych przez zło. Miejmy tylko nadzieję, że nikogo jeszcze dosłownie Zło nie wzięło w swoje posiadanie.
- Ale czego dokładnie musimy się pozbyć? - spytała nagle Will.
- Musicie się pozbyć Wody Zła.
Popatrzyłyśmy obie na nią zdziwione. Woda Zła? Czy ona sobie żartuje? Przecież to samo w sobie brzmi dziwnie... Choć jeśli się zastanowić, to słyszałam kiedyś o niej. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze wychowywała mnie tamta kobieta. Wtedy powiedziała, że Woda Zła to najgorsze co spotkało świat, że jest ona kwintesencją mroku, który zebrany został z setek, jeśli nie tysięcy najgorszych ludzi jacy kiedykolwiek istnieli na tym świeci. I powiedziała też, że jeśli ktokolwiek choć dotknie tej wody to jego dusza na zawsze zostanie pochłonięta przez zło i nic już nie będzie w stanie go stamtąd wydostać.
- A jak mamy tego dokonać? - spytałam blada, wiedząc, co za chwilę usłyszymy.
- Musicie ją wypić.



2 komentarze:

  1. Zbliżył się do Was strażnik, wyjmując z kieszeni klucze. Otworzył drzwi celi i przekroczył jej próg, podając do rąk pojedynczą kopertę.
    – Oto wyrok – poinformował sucho. - Numer rozprawy to 109, jeśli pragniecie się zapoznać z aktami.
    Następnie wyszedł, celę znowu, niestety, zamykając. Czyżby nie było upragnionej wolności?

    (Ocena na www.fair-gaol.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocena? Oceniacie blogi? To temat pracy szkolnej???

      Usuń