środa, 3 kwietnia 2013

Loch


Will

Szłyśmy powoli korytarzem, rozglądając się na wszystkie strony. Tunel wyglądał jak korytarz w jakimś bogatym domu maga - magiczne oświetlenie, ściany w ciekawym odcieniu fioletu. Coś tu jednak było nie tak! Smoki przestały się odzywać już dawno. Światła przygasały z czasem, gdy wchodziłyśmy coraz głębiej, jednak tylko nieznacznie. Nie śmierdziało już wilgocią, w sumie nic nie można było wyczuć.
Czas jakby się zatrzymał. Szłyśmy cały czas, bez końca. Korytarz cały czas był taki sam. Odwróciłam się. Za nami wyglądał teraz tak samo jak i przed - zupełnie jakby nie miał końca. Jak ja nie cierpię magii!
Skąd wiem, że to magia? Przeczucie. Dawno się nie odzywało, więc prawie o nim zapomniałam.
Nie wiadomo z jakiego powodu wzięło mnie nagle na wspomnienia. Przez moją głowę przemknęły obrazy z przeszłości...
Wychowanie u Złodziei, moje pierwsze zadanie.
Pierwsze prawdziwe zlecenie, polegające na pozbyciu się karczmarza, który od roku nie płacił należności.
Mars. Swoją drogą - ciekawe co tam u niego. Pewnie teraz pławi się w mojej ciężko zarobionej fortunie i wmawia wszystkim, jaką to haniebną śmierć poniosłam.
Uzyskanie szacunku wśród najlepszych Złodziei i dołączenie do ich grona.
Damian... Momencik - no właśnie, Damian! Siedział teraz pewnie w zamku w Imustrycie i zastanawiał się gdzie jesteśmy.
Ostatni obraz, jaki pojawił się w mojej głowie był dość dziwny... Pokazał mi mnie jako Sarin - Złodziejkę z Fures, z krótkimi włosami i zaciętym wyrazem twarzy, a potem zmienił się nagle i teraz na miejscu tamtej mnie stała zupełnie inna ja - Weronica. Wysoka elfka, następczyni tronu z ostrymi rysami twarzy i włosach da razy dłuższych niż zwykle.
Tylko po jaką cholerę teraz mi się to przypomina?!
- Coś tu nie gra... - powiedziałam w końcu.
I w tym momencie przed nami korytarz się skończył. Stała na jego końcu ta sama dziewczyna, która przybiegła zapłakana do Iny. Uśmiechała się wrednie. Teraz już miałam pewność, że przeczucie znów ma rację.
Nagle wszystkie światła zgasły, ale i tak było trochę jaśniej niż wcześniej. Na tyle jasno, że można było ocenić otoczenie. Cały korytarz był iluzją. Służka Iny zniknęła, ale zamiast jej w wąskim pomieszczeniu ukazała się cała armia uzbrojona po uszy, susząca zęby z zadowolenia.
- Jasny gwint! - krzyknęłyśmy chórem: ja i Ina.
Ja wyciągnęłam miecz. Tak, ten sam co zawsze, czyli ten, który znalazłam podczas zamieszek w mieście, pierwszego dnia naszego pobytu tam. Stanęłam tyłem przy plecach Iny, która też wyciągnęła broń. Zanim jednak wszystko się zaczęło, w mojej głowie odezwał się męski, dobrze mi znany głos.
Wróć do przeszłości... - mówił, a ja nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. Głos powtórzył to znowu, a mnie zamurowało.
- Perse... - wymamrotałam, znów stając prosto i puszczając miecz. Gapiłam się przed siebie pustym wzrokiem, nie wiedząc co mam robić. Perse do mnie przemówił. Perse gdzieś tu jest!


Ina
Pułapka! Jak mogłyśmy być takie głupie i wejść prosto w pułapkę?! Przecież to było do przewidzenia. Zapamiętać na przyszłość: przeczucie powróciło.
Dobyłam broni, gotowa na odparcie ataku, a tu Will nagle swój miecz upuściła! Co jej się stało? Przecież jeszcze nikt nas nie zaatakował! A może...?
-Will, co z tobą? - spytałam szeptem zaniepokojona.
- Perse - wymamrotała pustym tonem. - Musimy wrócić do przeszłości...
- Jakiej przeszłości? O czym ty mówisz? - spytałam zaniepokojona nie na żarty. - Lepiej podnieś szybko ten miecz bo...
- Na nic wam się on nie zda - odezwał się głos po mojej prawej.
Spośród kręgu wojowników wyłonił się nie kto inny, jak ta głupia lafirynda, która przerwała moją koronację! Nie wiem jak ona to robiła, ale wprost ociekała złem, brutalnością i seksem. To sprawiało, że miałam ochotę wymiotować. I to nie tylko w przenośni. Mało brakowało, a zgięłabym się w pół i zwróciła całą zawartość ostatniego posiłku.
- Kim jesteś? - udało mi się wykrztusić. Gardło miałam całe ściśnięte, sama jej obecność sprawiała, że miałam dość wszystkiego.
W odpowiedzi na moje pytanie kobieta uśmiechnęła się paskudnie. Podeszła trochę bliżej nas i zaczęła krążyć. Will się to nie podobało, chciała ją zaatakować.
Spokojnie, nie wiadomo, co ona umie. Po za tym lepiej wiedzieć cokolwiek niż nic, nie uważasz? - wysłałam w myślach wiadomość do siostry.
Musimy wrócić do przeszłości - upierała się wciąż dziewczyna.
Ale niby co w tej przeszłości jest tak ważnego?! O który jej moment chodzi? 
Will nic nie odpowiadała, ale widać było, że intensywnie się zastanawia. Po chwili w końcu odpowiedziała:
Nie wiem! Nie wiem! Nie wiem!
A krzyknęła to tak głośno, że dziw, że nikt jej nie usłyszał.
W tym samym czasie kobieta gadała o tym kim jest. Mimo rozmowy z siostrą dobrze słyszałam co ona tam plecie.
- Jestem zdecydowanie najsilniejszą kobietą, jaka chodziła po ziemi - zaczęła. - To ja zmusiłam najwspanialszego smoka do posłuszeństwa. I oczywiście to ja kieruję tą całą bandą przygłupów. Beze mnie nic by nie zdziałali - prychnęła. Mdliło mnie coraz bardziej. Gadała jak totalna megalomaniaczka! - I to ja zdobędę kwintesencję zła. Ja, nie kto inny! - Podczas wypowiadania tych dwóch ostatnich zdań jej głos stał się inny. Bardziej... Psychiczny. Zaborczy. Wszystko chciała dla siebie, nikomu nic nie odda.
- Ale może chociaż powiesz jak się nazywasz? - spytałam starając się na spokojny i opanowany głos. Jednak mdłości były zbyt duże i byłam pewna, że było to słychać.
- Śmiesz się mnie pytać o imię?! - wykrzyknęła kobieta. - Ty śmieciu! Nie jesteś godna znać imienia przyszłej królowej Immustrytu! Złapcie je i zamknijcie w lochach! - poleciła swoim żołnierzom.
Próbowałam się bronić. Jednak miałam potworne mdłości. Ledwie potrafiłam ustać na nogach, nie mówiąc o porządnym trzymaniu miecza. Pierwszy lepszy żołnierz mi go wytrącił i uderzył tak, że straciłam przytomność.

* * *


 Obudziłam się w ohydnym, obskurnym lochu. Leżałam chwilę na ziemi, starając sobie przypomnieć co tak właściwie się wydarzyło. A było tego sporo, bo przed oczami przeleciało mi całe życie. Chwilę później poderwałam się z krzykiem do pozycji siedzącej. Oczy miałam szeroko otwarte, gdyż już wiedziałam, o co chodziło Will gdy mówiła, że musimy wrócić do przeszłości. Przecież to było jasne jak słońce! Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłyśmy?  
Rozejrzałam się wkoło szukając wzrokiem Will, ale to co znalazłam przerosło moje oczekiwania. W kącie lochu leżał skulony Daniel! Chwiejnym krokiem podbiegłam do niego i zaczęłam nim potrząsać oraz wykrzykiwać jego imię. Już się obawiałam najgorszego, gdy przez kilkanaście minut nie reagował, ale w końcu słabym z wycieńczenia głosem spytał:
- Ina, to ty?
Na prawdę wyglądał okropnie. Sama skóra i kości, jeśli nie mniej. Do tego miał wiele jątrzących się ran, które wymagały natychmiastowego leczenia. Popatrzyłam po sobie i okazało się, że nikt nie zabrał mi torby z księgami. Najwyraźniej nie wiedzieli do czego jestem w stanie dojść mają tylko książki. Szybko wyszukałam cieniutką książeczkę, dzięki której wcześniej uleczyłam zranione udo. Wyszukałam znów to samo zaklęcie i wypowiedziałam je kierując moc na Daniela. Rany ledwo dostrzegalnie się zmniejszyły. Wypowiedziałam zaklęcie jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze jeden. Czułam jak moc ze mnie odpływa, ale widziałam, jak Daniel zdrowieje po każdym razie.
W końcu straciłam prawie całą moc. 
Zemdlałam.   

1 komentarz:

  1. Hejka :) Cudowna notka :) Ale akcja ... :) Wow ! Biedne dziewczyny. I co one teraz zrobią ?! Już nie mogę się doczekac nowej notki :)
    Karolina J

    OdpowiedzUsuń