Ina
Obudziło mnie potrząsanie. Gdy otworzyłam oczy natrafiłam spojrzeniem na Daniela.
No pięknie, odpłaca mi się pięknym za nadobne... O dziwo czułam się wypoczęta,
a nie zmęczona jak mi się wydawało, że powinno być.
- Ina, Ina, dzięki bogom nic ci nie jest - powiedział Daniel prawie
łkając.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - odparłam siląc się na marny żart.
Elf roześmiał się przez łzy i nachylił się nade mną. Na mych wargach
złożył czuły i żarliwy pocałunek, w który włożył chyba całe swoje uczucie. A
gdy się skończył, byłam niezadowolona, że trwał tak krótko, lecz wiedziałam, że
to nie miejsce ani pora na takie rzeczy. Odsunął się ode mnie ja usiadłam i
sprawdziłam, czy zmieniło się coś w celi od czasu, kiedy zemdlałam. Raczej nic,
dalej była tak samo obskurna jak przedtem. Ale jak to się stało, że czułam się
tak wypoczęta?
Przekazałam ci część swojej energii - zabrzmiał w mojej głowie
głos Imbolc. Zdziwiłam się tym faktem i odparłam:
To tak można?
Najwyraźniej można - zaśmiała się smoczyca.
Dziękuję... Nie wiem co by się stało, gdybyś tego nie zrobiła. A co z
wami? Nic wam nie jest? - spytałam.
O nas się nie martw, poradzimy sobie. Co dwie smoczyce to nie jedna!
Powodzenia dziewczyny - powiedziała Imbolc, najwyraźniej do mnie i mojej
siostry, po czym kontakt nagle się urwał.
Will
W trakcie walki...
Zaraz, jakiej walki?! To nie była walka, to była czysta masakra. Powalili
mnie pierwszym lekkim ciosem w głowę. I tyle pamiętam.
Obudziłam się w ciemnym, wilgotnym i śmierdzącym pomieszczeniu. Właściwie
to obudził mnie głos Im, która coś do mnie mówiła. Nie zarejestrowałam jednak co.
Dokładnie obejrzałam całe pomieszczenie. Zwykła, kamienna cela bez okien i z
gładkimi ścianami, żeby więzień nie mógł sobie nic zrobić. Wejście pewnie
gdzieś tam było, ale nie miałam siły go szukać.
- Jest tu kto? - krzyknęłam, a echo zawtórowało moim słowom.
Pusto...
Podniosłam się na nogi, jednak tylko na chwilę. Prawie od razu upadłam z
powrotem, po drodze uderzając głową w ścianę, gdyż poleciałam do tyłu. Kuliłam
się w kącie celi. Kolana podciągnęłam pod brodę a nogi objęłam obiema rękami.
Wróć do przeszłości....
Znowu! A może tym razem tylko to sobie ubzdurałam? A może to ktoś sobie
ze mnie kpi? A może ja już wariuję?
Wróć do przeszłości...
Nie, nie zwariowałam. To na prawdę był Perse. Tylko czemu wciąż powtarzał
jedno i to samo?! Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. A kto mógłby mi na nie
odpowiedzieć? Nikt! Bo nikogo tu nie było! Ja sama jestem nikim!
No bo kim jestem? Niespełna siedemnastoletnią Złodziejką z Fures. Czyli
nikim. Bo na pewno nie jestem Weronicą - elfią księżniczką, a może królową,
posiadającą jedną z najsilniejszej magii. Ona nie umiała nawet najprostszego
zaklęcia rzucić! Jestem nikim.
W cholewce buta wymacałam sztylet. Czyli nie zabrali mi wszystkiego. A
jakby to wszystko teraz skończyć? Zaoszczędziłaby kłopotu wszystkim dookoła i
sama miałaby spokój...
Nie wolno ci tak myśleć! - krzyknął głos Perse'a. Tym razem jednak
nie był on tylko w mojej głowie. Dochodził z kąta celi. Odwróciłam wzrok w
tamtą stronę i zobaczyłam lekką poświatę. Była ledwo dostrzegalna, ale jednak
była.
- Perse? - zapytałam słabym głosem wycierając zły, które napłynęły mi w
międzyczasie do oczu.
Tak. I nie - odparła tajemniczo poświata, zbliżając się w
moją stronę. - To akurat nie jest istotne...
- Jest! - krzyknęłam, podnosząc się.
Nagle mnie olśniło. Pierścień! Przecież dzięki niemu widziałam duchy.
Skupiłam się. Udało mi się w myśli przywołać obraz roześmianego elfa uczącego
mnie różnych rzeczy.
I obraz zniknął, gdyż przywołane wspomnienia znów wycisnęły ze mnie łzy.
Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem udało mi się zapanować nad
niechcianymi uczuciami i gdy otworzyłam oczy w miejscu poświaty stał Perse.
Wyglądał tak samo jak tamtego dnia. Długie, proste blond włosy opadały kaskadą
na jego ramiona. Zielone, skośne oczy pełne były radości i smutku za razem.
Długą, przystojną twarz wykrzywiał smutny uśmiech.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę. On zrobił to samo. Nasze dłonie przez
chwilę się spotkały. Był zimny. Zimny i taki jakiś... Nieswój. Elf szybko
cofnął dłoń i zaczął wpatrywać się we mnie smutnym wzrokiem. Czas jakby się na
chwilę zatrzymał.
- Perse... - wyszeptałam uśmiechając się od ucha do ucha, a wszelkie
myśli zastąpiła niepohamowana radość. - Tęskniłam.
Will, ale mnie tutaj nie ma - odparł na to elf spokojnym,
opanowanym głosem. Jednak nawet dziewczyna wyłapała w nim nutkę bezradności. - Ja
umarłem. Nie żyję. Jestem tylko duchem, który towarzyszy ci już od dłuższego
czasu.
- Czyli ty cały czas byłeś ze mną? Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej?
- dopytywałam się, zbliżając do niego odrobinę, na co on zareagował cofnięciem
się.
Tego właśnie chciałem uniknąć. Tego spotkania. Ono nie powinno się
odbyć. Powinnaś żyć dalej i o mnie zapomnieć. Ale musiałem. Straciłaś wiarę w
siebie, księżniczko.
- Każdy by stracił w takim momencie. Nawet nie wiesz jak się
cieszę, że tu jesteś! Perse, ja cię kocham! I nigdy cię nie opuszczę!
Will, przykro mi. Ja jestem duchem. A ty nie możesz być z kimś, kto
nie żyje.
Dopiero teraz dotarł do mnie sens jego słów i bezsens moich. On nie żył.
Nie było go. Nie istnieje.
A jednak ja go widzę! Czyli musi być jakiś sposób, żeby wrócić go do
życia. Zapytałam go o to.
To zbyt potężna magia. Nie wolno ci z niej korzystać! -
odpowiedział szybko elf.
- Czyli istnieje możliwość przywrócenia cię do życia! - krzyknęłam
zadowolona.
Ja tego nie powiedziałem - burknął Perse.
- W pewnym sensie tak. Czyli jest nadzieja!
Nadzieja matką głupich. - Po tych słowach umilkł na chwilę, ale
chciał coś jeszcze powiedzieć. Nie pośpieszałam go, w końcu sam powiedział: - Wróć
do przeszłości...
Po czym zniknął, a ja znów zostałam sama.
Tym razem byłam szczęśliwa. Miałam po co żyć. Najpierw uratujemy cały
świat, a potem ja uratuję Perse'a. Miałam cel i osiągnę go mimo wszystko.
Nawet, jeśli nagle cały świat się ode mnie odwróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz