środa, 17 kwietnia 2013

Duch



Ina

Obudziło mnie potrząsanie. Gdy otworzyłam oczy natrafiłam spojrzeniem na Daniela. No pięknie, odpłaca mi się pięknym za nadobne... O dziwo czułam się wypoczęta, a nie zmęczona jak mi się wydawało, że powinno być.
- Ina, Ina, dzięki bogom nic ci nie jest - powiedział Daniel prawie łkając.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - odparłam siląc się na marny żart.
Elf roześmiał się przez łzy i nachylił się nade mną. Na mych wargach złożył czuły i żarliwy pocałunek, w który włożył chyba całe swoje uczucie. A gdy się skończył, byłam niezadowolona, że trwał tak krótko, lecz wiedziałam, że to nie miejsce ani pora na takie rzeczy. Odsunął się ode mnie ja usiadłam i sprawdziłam, czy zmieniło się coś w celi od czasu, kiedy zemdlałam. Raczej nic, dalej była tak samo obskurna jak przedtem. Ale jak to się stało, że czułam się tak wypoczęta?
Przekazałam ci część swojej energii - zabrzmiał w mojej głowie głos Imbolc. Zdziwiłam się tym faktem i odparłam:
To tak można?
Najwyraźniej można - zaśmiała się smoczyca.
Dziękuję... Nie wiem co by się stało, gdybyś tego nie zrobiła. A co z wami? Nic wam nie jest? - spytałam.
O nas się nie martw, poradzimy sobie. Co dwie smoczyce to nie jedna! Powodzenia dziewczyny - powiedziała Imbolc, najwyraźniej do mnie i mojej siostry, po czym kontakt nagle się urwał.


Will

W trakcie walki...
Zaraz, jakiej walki?! To nie była walka, to była czysta masakra. Powalili mnie pierwszym lekkim ciosem w głowę. I tyle pamiętam.
Obudziłam się w ciemnym, wilgotnym i śmierdzącym pomieszczeniu. Właściwie to obudził mnie głos Im, która coś do mnie mówiła. Nie zarejestrowałam jednak co. Dokładnie obejrzałam całe pomieszczenie. Zwykła, kamienna cela bez okien i z gładkimi ścianami, żeby więzień nie mógł sobie nic zrobić. Wejście pewnie gdzieś tam było, ale nie miałam siły go szukać.
- Jest tu kto? - krzyknęłam, a echo zawtórowało moim słowom.
Pusto...
Podniosłam się na nogi, jednak tylko na chwilę. Prawie od razu upadłam z powrotem, po drodze uderzając głową w ścianę, gdyż poleciałam do tyłu. Kuliłam się w kącie celi. Kolana podciągnęłam pod brodę a nogi objęłam obiema rękami.
Wróć do przeszłości....
Znowu! A może tym razem tylko to sobie ubzdurałam? A może to ktoś sobie ze mnie kpi? A może ja już wariuję?
Wróć do przeszłości...
Nie, nie zwariowałam. To na prawdę był Perse. Tylko czemu wciąż powtarzał jedno i to samo?! Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. A kto mógłby mi na nie odpowiedzieć? Nikt! Bo nikogo tu nie było! Ja sama jestem nikim!
No bo kim jestem? Niespełna siedemnastoletnią Złodziejką z Fures. Czyli nikim. Bo na pewno nie jestem Weronicą - elfią księżniczką, a może królową, posiadającą jedną z najsilniejszej magii. Ona nie umiała nawet najprostszego zaklęcia rzucić! Jestem nikim.
W cholewce buta wymacałam sztylet. Czyli nie zabrali mi wszystkiego. A jakby to wszystko teraz skończyć? Zaoszczędziłaby kłopotu wszystkim dookoła i sama miałaby spokój...
Nie wolno ci tak myśleć! - krzyknął głos Perse'a. Tym razem jednak nie był on tylko w mojej głowie. Dochodził z kąta celi. Odwróciłam wzrok w tamtą stronę i zobaczyłam lekką poświatę. Była ledwo dostrzegalna, ale jednak była.
- Perse? - zapytałam słabym głosem wycierając zły, które napłynęły mi w międzyczasie do oczu.
Tak. I nie - odparła tajemniczo poświata, zbliżając się w moją stronę. - To akurat nie jest istotne...
- Jest! - krzyknęłam, podnosząc się.
Nagle mnie olśniło. Pierścień! Przecież dzięki niemu widziałam duchy. Skupiłam się. Udało mi się w myśli przywołać obraz roześmianego elfa uczącego mnie różnych rzeczy.
I obraz zniknął, gdyż przywołane wspomnienia znów wycisnęły ze mnie łzy.
Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem udało mi się zapanować nad niechcianymi uczuciami i gdy otworzyłam oczy w miejscu poświaty stał Perse. Wyglądał tak samo jak tamtego dnia. Długie, proste blond włosy opadały kaskadą na jego ramiona. Zielone, skośne oczy pełne były radości i smutku za razem. Długą, przystojną twarz wykrzywiał smutny uśmiech.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę. On zrobił to samo. Nasze dłonie przez chwilę się spotkały. Był zimny. Zimny i taki jakiś... Nieswój. Elf szybko cofnął dłoń i zaczął wpatrywać się we mnie smutnym wzrokiem. Czas jakby się na chwilę zatrzymał.
- Perse... - wyszeptałam uśmiechając się od ucha do ucha, a wszelkie myśli zastąpiła niepohamowana radość. - Tęskniłam.
Will, ale mnie tutaj nie ma - odparł na to elf spokojnym, opanowanym głosem. Jednak nawet dziewczyna wyłapała w nim nutkę bezradności. - Ja umarłem. Nie żyję. Jestem tylko duchem, który towarzyszy ci już od dłuższego czasu.
- Czyli ty cały czas byłeś ze mną? Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej? - dopytywałam się, zbliżając do niego odrobinę, na co on zareagował cofnięciem się.
Tego właśnie chciałem uniknąć. Tego spotkania. Ono nie powinno się odbyć. Powinnaś żyć dalej i o mnie zapomnieć. Ale musiałem. Straciłaś wiarę w siebie, księżniczko.
- Każdy by stracił w takim momencie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś! Perse, ja cię kocham! I nigdy cię nie opuszczę!
Will, przykro mi. Ja jestem duchem. A ty nie możesz być z kimś, kto nie żyje.
Dopiero teraz dotarł do mnie sens jego słów i bezsens moich. On nie żył. Nie było go. Nie istnieje.
A jednak ja go widzę! Czyli musi być jakiś sposób, żeby wrócić go do życia. Zapytałam go o to.
To zbyt potężna magia. Nie wolno ci z niej korzystać! - odpowiedział szybko elf.
- Czyli istnieje możliwość przywrócenia cię do życia! - krzyknęłam zadowolona.
Ja tego nie powiedziałem - burknął Perse.
- W pewnym sensie tak. Czyli jest nadzieja!
Nadzieja matką głupich. - Po tych słowach umilkł na chwilę, ale chciał coś jeszcze powiedzieć. Nie pośpieszałam go, w końcu sam powiedział: - Wróć do przeszłości...
Po czym zniknął, a ja znów zostałam sama.
Tym razem byłam szczęśliwa. Miałam po co żyć. Najpierw uratujemy cały świat, a potem ja uratuję Perse'a. Miałam cel i osiągnę go mimo wszystko. Nawet, jeśli nagle cały świat się ode mnie odwróci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz