środa, 12 grudnia 2012

Czarny jeździec

Will

- Uciekła? Ale jak to?
Byłam w przebraniu. Zwykłe ubranie zastąpiłam starą, wieśniaczą suknię. Twarz zakryłam chustą. Na to wszystko zarzuciłam opończę i ubrałam kaptur. Byłam nie do poznania. Nawet Ina by mnie nie poznała. Ale teraz nie miała czasu na spotkania z byle kim. Zamiast tego rozmawiałam ze starym elfem w okularkach z rady elfów.
- Po prostu uciekła. Nie zdążyła nawet się pożegnać z własnym smokiem. Zostawiła siostrę samą.
- To było okrutne - skomentowałam dość wiarygodnie. - Nikt jej nie szuka? - zainteresowałam się.
- Nie... Tylko ten człowiek, co to z nią przyszedł, pobiegł za nią.
- Idiota - wyszeptałam. Wiedziałam, że mówił o Damianie. - Dziękuję za informacje - podziękowałam i chciałam już wyjść z tego zamku.
- Jeśli można, to skąd pani jest? Jeszcze pani tu chyba nie widziałem.
- Z dość daleka - odparłam szybko i wyszłam.
Teraz musiałam znaleźć Damiana. Myślałam, żeby zabrać ze sobą Mitsu, ale było to zbyt ryzykowne. Mogła być obrażona. Albo, co gorsza, mogłaby zakablować na mnie całemu zamku. A tego nie chciałam. Przeżyje jeszcze kilka dni beze mnie.
Wróciłam do Embargo i od razu znów go osiodłałam. Potem zrzuciłam z siebie te straszne ubranie i włożyłam z powrotem swoje.
- Embargo! - zaczęłam, gdy już udało mi się wejść na konia. - Szukaj Damiana!
- A co ja, pies jestem? - zapytało oburzone zwierze.
Może faktycznie trochę tak to zabrzmiało, ale chciałam go znaleźć. Myślałam, że więź z koniem i zaklinaczem jest na tyle silna, że Embargo znajdzie go bez problemu. I nie myliłam się. Koń w końcu domyślił się, co mam na myśli i ruszył dzikim pędem w dokładnie nieokreślony kierunek.
- Czemu od razu mi nie powiedziałaś? - krzykną z wyrzutem w głosie koń po kilku minutach jazdy.
- Bałam się, że się wrócisz. Nie możesz się z nim jakoś skontaktować?
- Mogę. Jedzie w naszą stronę. Ale do tego zamku wrócimy dopiero za dwa dni.
- Cholera...
- Przecież nie chciałaś zostać królową.
- Niby nie, ale mam jeszcze dwa dni życia.
Embargo zatrzymał się i wydawał się być przerażony. Odwrócił łeb w moją stronę i spytał drżącym głosem.
- Ty... Jesteś umierająca?
Wybuchłam głośnym śmiechem. Przez to udało mi się też spaść z Embargo. Brzuch mnie bolał a łzy ciekły mi po policzku. Koń nie wiedział, o co chodzi, a ja zwijałam się ze śmiechu.
- Nie o tym mówię bałwanie! Ina mnie zabije! - odparłam wciąż jeszcze dławiąc się śmiechem.
- Chcesz znaleźć Damiana? To wsiadaj i jedziemy! - krzyknął wkurzony koń i tupną nogą.
- Ale twoja mina była niezapomniana... - dalej nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
- Idę sam!
Od razu władowałam się na konia, który ruszył o mało znów mnie nie zrzucając. Jeszcze chwilę potem się śmiałam, potem już się zamknęłam, bo Embargo zaczął wierzgać.
Czyli mam dwa dni, zanim spotkam się z Iną... lub powiem inaczej. Ze śmiercią!

Ina

- Wstawaj! Pora zacząć naukę dworskich manier, ceremoniałów i innych bzdet, bez których na dworze długo nie pożyjesz - bezceremonialnie obudził mnie Daniel.
- Czy ty nie wiesz, że normalniej osobie zawsze brakuje jeszcze tylko pięć minut do wyspania się? - burknęłam wpół śpiąc. Nie pamiętałam żebym kiedykolwiek spała tak spokojnie, mimo wszystkich wieczornych trosk.
- Ale ty nie jesteś normalna. Jesteś już nieformalnie królową.
- Dzięki, że mi przypomniałeś - odparłam szorstko podnosząc się z łóżka. - Daj mi pięć minut. Tylko się ubiorę i...
- Nie, nie! Jako prawie królowa nie możesz się ubierać sama, musi ci w tym pomóc służąca, a pięć minut to stanowczo za mało by doprowadzić się do porządku.
- To ty mnie jeszcze nie znasz. W ekstremalnych warunkach potrafię być gotowa w ciągu minuty!
- Ty na pewno jesteś kobietą? - spytał uśmiechając się półgębkiem.
Odparłam takim samym uśmiechem, a on sobie grzecznie poszedł pozwalając mi się w spokoju i po swojemu ubrać. Wciągnęłam na siebie wybraną wczoraj suknię, rozczesałam włosy i dosłownie w pięć minut byłam gotowa. I wtedy zaczęła się nauka... Etykieta, hierarchia ważności, historia królestwa. Lista ciągnęła się niezwykle, ale na szczęście miałam dobrego nauczyciela. Połowa wiadomości została mi tak podana, że przyswoiłam ją od razu. Druga część i tak była zbędnym dodatkiem. Śmialiśmy się przez prawie cały czas. Spoważniała - ale tylko wewnętrznie - dopiero, gdy usłyszałam, że królowe mogą mieć swojego własnego consuasora. Jest to ktoś w rodzaju obrońcy i doradcy w jednym. Dobry kompan, który w razie potrzeby cię obroni - lub jak w moim wypadku wspomoże w walce.
- A jak się odbywa takie mianowanie? - spytałam.
- Po prostu publicznie mówisz "powołuję na mojego consuasora tą i tą osobę" pytasz się o jego zgodę i jeśli się zgodzi jest twoim consuasorem. Proste.
Zastanowiłam się. Daniel mówił  to takim lekkim tonem, ale wyglądał na spiętego. Czyżby wiedział co sobie pomyślałam? To było raczej do odgadnięcia. 
Czyli mam zadanie na dziś. Powołanie Daniela na swojego consuasora!


Will

- Zamkniesz się wreszcie?!
Udało mi się znaleźć Damiana, ale na nieszczęście trafiłam też na jeszcze jedną osobę. Z budowy była podobna do mnie. Nosiła też, tak jak ja, czarną opończę, przez co nie mogłam jej dokładnie zobaczyć. Podróżowała na wielkim, czarnym, groźnym smoku. Akurat zarządziła sobie postój koło naszej kryjówki. 
Ta osoba wydawała mi się bardzo niebezpieczna, dlatego wciąż zatykałam gębę Damianowi. Ten oczywiście, gdy tylko zdarzała się okazja, znów na głos wyrażał swoją ekscytację z faktu, że się spotkaliśmy.
Po jakiejś godzinie ciemna postać wyruszyła znowu, a my mogliśmy spokojnie wyjść z kryjówki. Wtedy dopiero się zaczęło...
- Will! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! Już myślałem, że nigdy się nie zobaczymy. Powiedz mi, czemu tak uciekłaś?
- Bo nie miałam zamiaru zostać królową. Mam wstręt do władzy w każdym zakresie. I ty o tym dobrze wiesz.
- Wiem, ale martwiłem się o ciebie.
Ja też się o ciebie martwiłam - pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Zaproponowałam mu zamiast tego szybki powrót do Imustrytu.
- Na pewno chcesz tam wracać? Ina cię zabije! - odkrzyknął na to mężczyzna.
- Nic mi nie zrobi. Wracajmy... Mam złe przeczucia.
Bez słowa wsiedliśmy na konie i popędziliśmy w stronę miasta. Po drodze skontaktowałam się też z Mitsu. Oczywiście nie obyło się bez tego, bez czego obyć się powinno...
- Jak mogłaś nas tak zostawić?! Jesteś okropna!!! Myślałam, że tu umrę przez ciebie!
- Mitsu, Mitsu spokojnie - próbowałam ją uspokoić, ale tylko głowa zaczęła mnie boleć od tych jej krzyków. - Wrócę najpóźniej jutro wieczorem. Do tego czasu, uważajcie na ciemnego jeźdźca ze smokiem. I przepraszam cię bardzo... Wiesz, że musiałam.
- Wiem, ale mogłaś mnie ze sobą zabrać! I co to za "jeździec"?
- Spotkaliśmy go niedawno. Mam co do niego złe przeczucia.
- U... Przeczucie. Trzeba mieć się na baczności! - zażartował smok.
Zakończyłyśmy rozmowę ciepłym pożegnaniem. Po tym od razu humor mi się polepszył.

* * *

Wieczorem niestety wciąż byliśmy daleko od miasta. I niestety znów spotkaliśmy tamtego jeźdźca. Niby był od nas daleko, ale ostrożności nigdy za wiele i zarządziłam milczenie. Oczywiście Damian znów nie umiał się zamknąć, a zasłanianie mu ust dłonią nie wystarczyło. Gdy jeździec już miał się poderwać do lotu Damian coś krzyknął, i zaczął śpiewać. Wkurzyłam się na niego jak cholera. Ciemna postać odwróciła głowę w naszą stronę. Jedyne co mogłam zrobić i co przyszło mi do głowy żeby go uciszyć było dość dziwne, ale poskutkowało. Mianowicie rzuciłam się na niego i pocałowałam go. Zamknął się, a postać odleciała z przeczuciem, że jej się tylko wydawało.
- Will! Co to mało być? - krzyknął Damian, kiedy w końcu go puściłam. Ale nie był zły... Był... Zadowolony!
Nie odpowiedziałam mu. Zawinęłam się szczelnie w płaszcz i usiadłam obok najbliższego drzewa, dając mu do zrozumienia, że stoję na warcie... I że nie mam zamiaru z nim rozmawiać.

Post poprawiony 16 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz