Ina
Lecieliśmy cały dzień, tym razem
bez żadnych dziwnych ćwiczeń. Wieczorem było już widać światła najbliższego
miasta. Mieliśmy przelecieć nad nim i wylądować po drugiej stronie, gdy nagle
poczułam przeraźliwy ból w lewej ręce, a Imbolc zaczęła pikować w środek
miasta.
Imbolc, co się stało?! - spytałam przerażona.
Oberwałam strzałą w skrzydło!
Nie mogę się utrzymać w powietrzu z dziurą w skrzydle.
Postaraj się wymierzyć w tamtą
fontannę - powiedziałam do niej, po czym zwróciłam się do Will: - Musimy
lądować, Imbolc jest ranna.
Co się stało?!
Oberwała strzałą, chyba w
mieście są zamieszki. Lećcie za nami.
W ten oto sposób znaleźliśmy się w
środku walki. Wszyscy walczyli, nie dawało się zauważyć jakiejkolwiek
prawidłowości. Nie, zaraz - dało się! Jedną stronę konfliktu stanowili ludzie,
drugą elfy... Trzeba się szykować do obrony! Szybko wyszukałam sztylet i
obroniłam się przed nacierającym mężczyzną. Ledwo mi się udało go zabić
krótkim sztyletem, więc "pożyczyłam" sobie od niego miecz. Will i
Perse zresztą zrobili to samo. Wkrótce na placu utworzyły się dwie drużyny.
Jedną stanowili ludzie, drugą - w tym my - elfy. Nie wiem, kiedy zostałam
oddzielona od reszty, ale się to stało. Walczyłam, więc samotnie, bez osłoniętych
pleców. Było to uciążliwe, nie da się przecież patrzeć we wszystkie strony
równocześnie. Dlatego wyszukałam wzrokiem jakiegoś elfa i stanęłam do niego
plecami.
-Pomóc trochę? - spytałam
zadziornie.
-A dasz radę?- odparł tym samym
tonem.
-Jasne. A o co właściwie jest ta
bitwa?
-Z nieba spadłaś? Wybuchły
zamieszki, bo ludzie chcą na tronie posadzić jednego ze swoich, a my nie chcemy
do tego dopuścić.
-Stary król umarł i nie miał
dziedzica?
-Królowa, mieliśmy ostatnio
królową. A dziedzic zaginą bardzo dawno temu. W dół! - krzykną po czym ciął
wszystkich ruchem okrężnych.
Po tym niezwykłym wyczynie staną do
twarzą do mnie i zrobił przysłowiowego "karpia".
-Wyglądasz dokładnie jak nasza
świętej pamięci królowa! - wykrzykną.
Że jak? - pomyślałam po czym na powrót skupiłam się
na walce. Później się rozwiąże ten problem.
Will
Gdy tylko wylądowaliśmy na
dziedzińcu coś na mnie skoczyło. Bez zastanowienia dźgnęłam to nożem, który
wyciągnęłam z pochwy u pasa. Odwracając się tylko na niego zerknęłam. Człowiek.
Taki, jakim kiedyś byłam ja. Ale nie zastanawiałam się nad tym. On miał piękny,
długi, jednoręczny miecz ze zdobieniami na ostrzu. Wyrwałam mu go z ręki i
ruszyłam dalej. Podbiegłam do Perse, a po drodze zabijając lub raniąc
przynajmniej sześciu ludzi. Kątem oka zobaczyłam, jak Ina walczy u boku
jakiegoś ciemnowłosego elfa.
- Jak sytuacja? - zapytałam
Perse'a.
- Na razie dobrze...
I w tym momencie przestało być
dobrze. Mianowicie ktoś podszedł niezauważalnie i dźgnął elfa włócznią. Perse
upadł. Ja zabiłam tego, który odważył się tak postąpić i zabrałam obficie
krwawiącego elfa na plecy. Potem razem z Mitsu odlecieliśmy za miasto.
Ina, z Perse'em jest źle. Melduj
mi się tutaj natychmiast - zawołałam do Iny.
Wysłałam im Mitsuko na pomoc. Po
kilku sekundach już były niedaleko. Z elfem jednak było coraz gorzej. Krwawił
obficie z brzucha. Wyciągnęłam z torby sukienkę i roztargałam ją. Tak
uzyskanym bandażem owinęłam rannego.
- To... nie... niepotrzebne -
wydusił chłopak chwytając moją dłoń.
- Nie pieprz. Lepiej się zamknij -
krzyknęłam.
Nie chciałam go stracić. Ina nie wiedziała,
co ma ze sobą zrobić. Ale Perse widocznie miał nam coś do powiedzenia.
- Pytałyście o mojego smoka... -
wychrypiał, wciąż trzymając moją dłoń. - On... Nazywał się Mahou. Był jednym z
najpotężniejszych smoków. Potem jednak stało się coś strasznego... On...
Zwariował. Przestał być sobą. Uciekł gdzieś, i pewnie teraz też umiera. Byliśmy
bardzo związani...
Mówił to z taką czułością, jakby
stracił bliską mu osobę. W sumie... stracił. Mahou na pewno był dla niego
ważny.
Elf zaczął się krztusić. Z
jego ust popłynęła krew. A on się tylko uśmiechną.
- Ina! Leć po wodę! - krzyknęłam.
Ina pobiegła. Ja zaczęłam rękawem
obcierać twarz chłopaka, a ręką uciskałam jego brzuch, żeby zatamować krwotok.
Teraz razem byliśmy cali we krwi.
- Will... Nie warto...
- Zamknij się!
- Przestań! - próbował krzyknąć. -
Wiesz, że ja już praktycznie nie żyję! Ale jednak... chcę ci coś jeszcze
powiedzieć...
Nastała długa pauza. A Iny dalej
nie było. Nachyliłam się, żeby lepiej słyszeć to, co Perse chce mi powiedzieć.
- Nie wiem czy ty też, Will, ale
ja... Kocham cię.
Podniósł głowę i pocałował mnie
prosto w usta. Trwało to krótko, bo prawie od razu upadł z powrotem na ziemię.
- Od początku się w tobie
zakochałem. I nie tylko chodzi o wygląd. Jesteś piękna w środku. Zawsze tak
było, i zawsze będzie. Dlatego cię pokochałem. To dla ciebie.
Na moim palcu pojawił się
pierścień. Taki sam, jaki często widywałam na palcu Perse'a. Czarna obrączka z
zielonym, niewielkim kamieniem. Znów spojrzałam na niego. Uśmiechał się. Potem
powoli zamkną oczy. Przez chwilę wydawało mi się, że widzę drugiego Perse'a nad
tamtym, ale i ten odpłyną gdzieś w dal. Ale twarz elfa dalej pozostawała
uśmiechnięta. I coś jakby... malowała się na niej ulga.
W oku zakręciła mi się łza,
pierwsza od pięciu lat. Prawdziwa, mokra, słona łza. Pozwoliłam jej powoli
spłynąć po moim nosie, a potem policzku. Ale tylko tej jednej, która potem
upadła na martwe ciało elfa. Drugiej nie pozwoliłam zajść tak daleko. Starłam
ją, zanim zdążyła spłynąć po nosie. I zanim zobaczyła ją Ina.
- Czy on... - wydukała.
Może milczenie było chyba najlepszą
odpowiedzią na niezadane pytanie dziewczyny. Nie zobaczyłam jednak jej reakcji,
bo uciekłam. Schowałam się w lesie na drzewie. Szczelnie owinęłam się płaszczem
i...
Zapłakałam. Pierwszy raz od bardzo
dawna pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach i szyi. Zrozumiałam, że w
głębi serca też coś czułam do tego elfa. I że dlatego on tak nas chronił...
* *
*
Po godzinie oczy miałam czerwone
jak królik i opuchnięte. Zeskoczyłam z drzewa i wskoczyłam na Mitsu. Nic jej
nie mówiąc poleciałam w samo centrum walk. Wyglądałam jak szaleniec - czerwona
twarz i szaleństwo w oczach. Odbyła się taka rzeź, której nie pamiętają
najstarsi mieszkańcy Imustrytu. Sama oberwałam parę razy, ale nie czułam bólu.
Moim celem było teraz tylko pomszczenie tak bezsensownej śmierci.
Krew i pot zalewały mi oczy. Ciepłe
strumienie ściekały ze mnie prawie z każdej strony. Ale ja dzikim rykiem nie
poddawałam się. W końcu nawet elfy bały się do mnie podejść.
Ale było coś jeszcze, co nie
pozwalało mi ostro widzieć.
Łzy... Ciężkie, duże, słone łzy...
Ina
Perse nie żyje...
Ale jak to się mogło stać? Tyle
rewelacji w ciągu jednego dnia.... I jeszcze ten chłopak w mieście, gdy wezwała
mnie Will, obiecałam mu, że wrócę tak szybko jak to możliwe. Ale Will się udała
do miasta zostawiając Perse'go... Nie, zostawiając ciało Perse'go na mojej głowie.
Nie wiedziałam, co z nim zrobić, przecież nie zdążę teraz wykopać grobu. Więc
tylko stałam i patrzyłam, patrzyłam i słyszałam.
Drzewa śpiewały, pieśń żałobna na
cześć Perse'go przetaczała się nad okolicą, a na moich oczach jego ciało
przemieniło się w wielki dostojny jesion. Nie starałam się nawet zrozumieć tego,
co zobaczyłam, w milczeniu podziękowałam drzewu za to wszystko, co dla nas
zrobił i popędziłam do miasta.
Imbolc na szczęście udało się
wydostać z miasta i teraz ukrywała się w pobliskim lesie.
Żyjesz? - spytałam się
jej.
Tak, chwilowo nic mi nie grozi.
Możesz zająć się Will, żeby nie zrobiła sobie krzywdy.
Ależ dziękuję za przyzwolenie - odparłam
z przekąsem.
Nie ma, za co - zakończyła
rozmowę.
W tym czasie ja zdążyłam znaleźć
wyrwę w murze i dostać się do środka. Krętymi uliczkami przedostałam się na
plac, na którym przedtem walczyliśmy. Zastałam tam pobojowisko, a w jego środku
- jakże by inaczej - Will. Swój miecz kierowała do mojego nowego znajomego,
który musiał nas pomylić.
-Wliczyliśmy wspólnie, musisz mnie
pamiętać - starał się ją przekonać.
-Nigdy wcześniej cię nie widziałam!
- darła się, z kolei cała zapłakana, Will.
Cała sytuacja była dla mnie dość
komiczna. Oto elf, poznany podczas wspólnej walki, pomylił mnie z moją siostrą
bliźniaczką. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale byłyśmy
praktycznie identyczne. Tylko nie ta długość włosów.
-Ale... - próbował jeszcze raz
chłopak.
-Ona mówi prawdę - powiedziałam
wychodząc z tłumku, który się wokół nich zebrał.
Zewsząd rozległy się ochy i achy
jakby nigdy wcześniej nie widzieli bliźniaczek. Elf popatrzył na mnie, na Will
i znowu na mnie.
-Ale jak... - wyjąkał. - Przecież
wśród elfów nie zdarzają się bliźnięta...
-Kiedyś krążyły pogłoski, jakoby
królowa urodziła bliźniaczki, które zmarły tuż po porodzie - odezwał się ktoś z
tłumu, co wywołało lawinę.
Wszyscy zaczęli gadać jeden przez
drugiego, aż uszy pękały.
-Dość! - krzyknęłam przebijając się
przez tłum głosów.
O dziwo nikt się nie sprzeciwiał i
wszyscy zamilkli.
Podeszłam do Will, wyjęłam z jej
sztywnych rąk miecz i objęłam ją.
-Wszystko będzie dobrze - zaczęłam
jej mruczeć do ucha. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze...
Post poprawiony 16 III 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz