środa, 14 listopada 2012

Przepowiednia... Już druga!

Will

Można powiedzieć, że dostałam szału. Mogłabym skłamać i powiedzieć, że tak nie było. Ale nie skłamie. Tak właśnie było. I ludzie chyba to rozumieli, bo po paru godzinach albo leżeli martwi, albo kulili się gdzieś pochowani. Gdy tylko udało mi się wyrwać z objęć Iny (którą na powrót otoczyli zaciekawieni wojownicy), podeszłam do fontanny stojącej na środku placu i przejrzałam się w niej, czyszcząc zalaną krwią, potem i łzami twarz. Wyglądałam jak potwór. Moje jedyne ubranie było w ruinie, nawet ukochana, czarna opończa. Przeżyć udało się tylko torbie i pasowi z nożami.
Pochyliłam się i podniosłam z ziemi długi, jednoręczny, lekki miecz z pięknie zdobionym ostrzem i zieloną rękojeścią. Wsadziłam go sobie za pas. Tak na wszelki wypadek. Potem pobiegłam wyratować Inę, która była w samym centrum mieszaniny elfów, wykrzykujących coś o jakiś córkach królowej... Chwyciłam ją za rękę i przywołując myślowo Mitsuko odleciałyśmy na polanę, gdzie umarł Perse. Jednak ćwiczenie, które elf wymyślił było przydatne. Szkoda tylko, że nie ćwiczyłam z tylko jedną ręką, w drugiej trzymając nie-lekką dziewuchę.
Jeszcze raz dokładnie się obejrzałam. Decyzja niestety zapadła. Schowałam się między drzewami i zrzuciłam potargane łachmany, które zakrawały tyle samo, co jakbym ich nie miała. Za to ubrałam sukienkę. Tym razem była bez rękawów i strasznie krótka, po trochę materiału oderwałam wcześniej. Na to zarzuciłam opończę. Przemyłam razy w jeziorku. Nareszcie wyglądałam jak coś na kształt człowieka. Tylko niestety jak jakaś księżniczka.
- Gdzie Perse? - zapytałam wyłażąc spomiędzy krzaków.
Ina wskazała palcem na dość wysokie drzewo, które tam wyrosło. Jesion. Pasowało do niego. Słyszałam, że gdy elfy umierają, a w życiu zrobią coś dobrego, to w zamian mogą żyć jako drzewa. Jesion pasował do Perse'a.
Wspięłam się na wysoką gałąź i wyciągnęłam z torby flet. Zaczęłam grać smutną, starą piosenkę. Po chwili jednak odłożyłam instrument, bo ktoś przyszedł. Zeskoczyłam z drzewa i przyjrzałam się temu komuś. Był to wysoki, szczupły elf. Ten, który pomylił mnie z Iną.
- Sarin! - wykrzyknął, kiedy mnie zobaczył.
- Znamy się? - zapytałam, chowając flet do torby.
- No jak możesz nie pamiętać. Przecież próbowałaś mnie zabić. I to kilka razy...
- No wiesz... miałam kilka takich przypadków. I niewielu pamiętam...
Znów zostawiłam ich samych. Nie mówiąc nic ruszyłam w stronę miasta, ale nie miałam zamiaru do niego wchodzić. Obeszłam go z boku. Po drodze jednak spotkałam kogoś, kogo spotkać się nie spodziewałam.
- Witaj, Sarin. Więc jednak cię znalazłem - przywitał się.
Byłam zdziwiona. Dopiero po chwili zdołałam mu odpowiedzieć.
- Co ty tu robisz?
- Szukałem cię. - Damian wydawał się jak najbardziej pewny tego, co robi. - Ale już znalazłem.
- Dobra... - artystycznie przeciągnęłam głoskę "a". - A jaki był tego cel?
- Nie wiem. Może się stęskniłem? - wyszczerzył się chłopak.
Dopiero teraz zsiadł z konia i przybliżył się do mnie. Jego konie też poznałam. Ten niosący niewielki dobytek Damiana to Embargo. A ta, na której jechał to Prima. Kary konik od razu podszedł do mnie i przywitał się.
- Co tu robicie? - zapytał chłopak, kładąc dłoń na pysku konia.
- Mamy rozrywkę... - westchnęłam.
- Właśnie widzę... Co się stało?
Teraz popatrzył dziwnie na mój strój. No tak... sukienka, potargana opończa, plus pas z bronią i stara torba to nie jest zbyt dobre zestawienie, ale nie miałam niczego innego.
- Przed chwilą brałyśmy udział w powstaniu, zabili mi przyjaciela... Coś jeszcze?
Na tym rozmowa się skończyła. Wróciłam do Iny, a Damian polazł za mną. Jakoś nie specjalnie chciałam go ze sobą brać, bo Inie pewnie przypomni się, że chciała ode mnie wyciągnąć informacje o "nas". Ale teraz nie będzie mnie zamęczać. Chyba nie. Nie po tym, co się stało...



Ina

Zdziwiło mnie, że ten elf znał Will, ale jakoś specjalnie się nie przejęłam. Za dużo ostatnio się dziwactw wydarzyło, by  taka drobnostka mogła mnie wzruszyć. Gdy tylko Will nas zostawiła zapytałam:
- Jak masz na imię?
Elf zaśmiał się.
- Myślałem, że zapytasz o królową, albo skąd znam Sarin...
- Will - poprawiłam.
-...Will, ale o imię? W życiu by mi to do głowy nie przyszło. Jestem Daniel - powiedział promiennie się uśmiechając.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to jak wyglądał. Był wysoki i szczupły. Delikatne rysy twarzy sprawiały, że nie wyglądał na wojownika, lecz widziałam go już w akcji. Do tego miał długie, czarne włosy, zebrane na karku w kitkę.
- Miło poznać, ja jestem Ina.
- Piękne imię, lecz wątpię by było prawdziwe. -Czy on mnie właśnie oskarżył o kłamstwo?
- Co sugerujesz?
- Że to imię nadał ci ktoś, kto cię znalazł, a nie rodzice. 
Niezwykłe, skąd on to wiedział? Jak dla mnie było to oczywiste, ale on nie mógł tego od tak wiedzieć. Nagle przypomniałam sobie, co mówił podczas bitwy.
- A co z tą królową? Co wiesz na jej temat? - spytałam pragnąc jak najszybciej rozwiać wszystkie wątpliwości.
- Zaczekaj zaraz ci wszystko opowiem. Usiądźmy - powiedział wskazując na stertę pobliskich głazów.
Usiedliśmy i wtedy zaczął swoją opowieść.
- Widzisz... Nasza królowa była stara, nawet bardzo. Przez ponad sto lat swojego panowania, ani razu nie miała dzieci, więc gdy jakieś szesnaście, prawie siedemnaście lat temu okazało się, że jest przy nadziei lud wpadł w euforię. Przez prawie sześć miesięcy królestwo świętowało, a potem… - Przerwał musząc zaczerpnąć powietrza, jakby to, co chciał powiedzieć nie mogło mu przejść przez gardło. - A potem królowa poroniła. Tak myśleli wszyscy oprócz pewnej grupy, która była w to dokładniej wtajemniczona. Tak naprawdę królowa urodziła bliźniaczki z przepowiedni.
- Co?! - wykrzyknęłam. Teraz do szczęścia brakowało mi tylko nowej przepowiedni.
- Widzisz... Wśród elfów bliźnięta to wielka rzadkość. Historia nawet nie pamięta, kiedy były poprzednie! Dlatego też powstała przepowiednia na ten temat. Mówiła coś na temat bliźniaczek, które przybędą, by przepędzić mrok, który jeszcze nie nadszedł.

Strzeżcie się elfy!

Czasów mroku okrutnego
Czasów panowania tego złego
Lecz księżniczki bliźniacze go zwyciężą
Z królestwa pięknego przepędzą

Piękne i mądre, zło pokonają
Smoków wspaniałych dosiadając
Lud swój wierny poprowadzą
Przezwyciężyć się nie dadzą

Powiedziałam wierszyk po nagłym przypływie mądrości. Nie dość, że zatkałam samą siebie to i Daniela.
-Tak, właśnie tak brzmiała przepowiednia. Gdzie ją słyszałaś? Nikomu z poza elfów jej nigdy nie mówiliśmy.
Westchnęłam przeciągle. Teraz już byłam przekonana, że jestem elfem, to o nas mówi ta przepowiednia i że jestem jakoś dziwnie spaczona przez magię.
-Nie słyszałam jej. Pojawiła się przed chwilą w moim umyśle. Nie przejmuj się tym, ostatnio tak mam. Dałoby się załatwić jakieś poduszki lub koc? Padam ze zmęczenia, muszę się wyspać, bo coś czuję, że jutro będziemy mieć wiele do zrobienia - powiedziałam, chcąc odwrócić jego uwagę, od moich dziwnych zachowań. Po jego minie zgadłam, że mi nie wyszło.
-Taa, koc się znajdzie. A co z miejscem do spania?
- Muszę się zaopiekować Imbolc. Ma ranne skrzydło, więc szukanie dachu nad głową nie wchodzi w grę.
- Imbolc to ten smok, tak? - spytał niepewnie.
- Ta smoczyca - poprawiłam delikatnie.
- Dobrze, to ja pójdę poszukać tego koca - powiedział i szybko odszedł.
W tym czasie jak go nie było, zajęłam się raną Im. Musiałam ją oczyścić, i pewnie najlepiej by było, gdybym ją zszyła, ale nie miałam, czym. Po za tym Imbolc wystarczająco się darła jak czyściłam ranę. Nie zniosłabym głośniejszych, mentalnych krzyków mojej towarzyszki. To boli.
Gdy już skończyłam, poszukałyśmy w miarę wygodnego miejsca (o ile można tak mówić o gołej ziemi) i zaczęłyśmy wszystko dokładnie omawiać. No właśnie, zaczęłyśmy. Ledwo to zrobiłyśmy już wrócił Daniel, niosąc z pięć kocy.
- Dzięki, ale nie wiem, po co aż tyle.
- Tutaj noce bywają chłodne, ale ziemia chyba wszędzie jest tak samo twarda. - Zaśmialiśmy się, co prawda krótko, ale jednak.
- Niezwykły jesteś.
- O mnie to mówisz? To ciekawe, co byś powiedziała o sobie.
Zastanowiłam się przez chwilę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. No, bo kim ja jestem?
- Powiedziałabym, że jestem młodą dziewczyną. Zaklinaczką smoków, jedną z bliźniaczek z przepowiedni (nawet dwóch). Być może nawet księżniczką waszego królestwa. Nie, nie być może. Wyjdę na zarozumiałą, ale ja wiem, że nią jestem. Czuję to całą sobą... I połową Im.
- A ja ją popieram - odezwała się pół śpiąca Imbolc.
- Widzisz jest nas dwie, które się z tym zgadzają  - dodałam z uśmiechem osoby nie przytomnej ze zmęczenia.
Zaśmiał się, serdecznie całym sobą. Tak jakbym powiedziała właśnie najśmieszniejszą rzecz na świecie. Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu.
Ułożyłam dwa koce na ziemi, a dwoma się przykryłam.
- A ty, co będziesz robił? - spytałam.- Nie idziesz spać?
- Jest niebezpiecznie, popilnuję was tej nocy.
- Dlatego zostawiłam ci koc. Przykryj się nim, a jeśli się zmęczysz obudź mnie. Przejmę watrę.
- Nie będzie takiej potrzeby - powiedział biorąc ode mnie koc i się nim przykrywając.-Teraz śpijcie, dużo przed wami....
Tej nocy spało mi się wyśmienicie. Mimo że pilnował mnie prawie obcy czło... elf, nie bałam się. Po prostu odpoczywałam.


Will


Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale nie chciałam im przerywać. I dzięki temu Daniel nie będzie musiał znowu mi tego wyjaśniać.
Siedziałam sobie cicho na drzewie. Damian siedział z końmi trochę dalej. Oczywiście elf i Ina mnie nie zobaczyli. Kiedyś pożałują swojej ignorancji. Oczywiście ja ich nie będę uświadamiać.
- Możesz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - zapytał się chłopak, gdy do niego podbiegłam.
- W sumie... Sama nie do końca rozumiem - odparłam.
Zajrzałam do torby. Już po raz enty szukam w niej czegoś do przebrania, ale nie ma. Choćbym nie wiem ile razy sprawdzała...
- To żeś mi powiedziała... - skomentował Damian.
- O ludzie... - westchnęłam. - Królowa umarła, i nie ma, kto zasiąść na tronie, więc trwa wojna o władzę.
- Najprościej tłumacząc - odparł elf, który podszedł do nas kilka sekund temu. Ale Damian go chyba nie zobaczył wcześniej, bo teraz aż podskoczył ze strachu.
- Wybacz... nie zauważyłem cię - powiedział Damian siadając.
- To nie dobrze - uśmiechną się elf. - A ty, Will, czemu nie zareagowałaś?
- Miałeś chyba pilnować Iny... - burknęłam. Nie miałam ochoty z nim gadać.
- Nie. Miałem stać na warcie.
- Obok Iny.
Nie chciałam się z nim kłócić, ale chłopak nie przypadł mi do gustu. Poza tym miałam teraz inne sprawy na głowie.
- Co on...? - zapytał Damian, kiedy Daniel raczył nas opuścić.
- Ja wiem? Przyczepił się do Iny. Ale mam inne pytanie. Po co żeś tu do cholery przyjechał? Ale szczerze - skończyłam łypiąc na niego groźnie.
- Miałem sen - zaczął, składając ręce w geście "poddaję się". - Pojawił się w nich elf. Mówił coś o tobie, i o tym, że muszę tu przyjechać. Posłuchałem go i przyjechałem. Miał mi tu coś powiedzieć...
On też jest zaklinaczem, ale koni. To w sumie też jakaś magia, ale jedna z najmniej potężnych. To dzięki nim niektóre konie są tak wytrzymałe. A ty je rozumiesz, bo od dzieciństwa przebywasz w towarzystwie zaklinaczy i koni - usłyszałam głos w głowie. Tak jakby dochodził z pierścienia... - To mu chciałem powiedzieć, ale nie zdążyłem...
Strasznie rozbolała mnie głowa. Chwyciłam ją w dłonie i usiadłam na zwalonym drzewie obok Damiana. Nie rozumiałam... Za dużo tego wszystkiego na raz.
- Sarin...? - Damian miał zmartwioną minę.
- Położę się... Możesz wziąć pierwszą wartę? Gdy księżyc będzie tam - wskazałam położenie księżyca po pierwszej w nocy - obudź mnie.
- Dobrze... - gdy to powiedział podszedł do Embargo i wyciągnął z torby dwa koce. Jeden rzucił mnie, a drugim sam się otulił. - Robi się chłodno - skomentował.
Uśmiechnęłam się do niego i zasnęłam od razu. Pierwszy raz od dawna nie śniło mi się nic. Nic mnie nie obudziło, żaden koszmar nie przerwał mi snu. 

Post poprawiony 16 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz