środa, 21 listopada 2012

Królowa

Ina

Tej nocy spało mi się jak nigdy. Nie wiem czyja to była sprawka, ale mnie to nie interesuje. Najważniejsze są efekty. Byłam wyspana i wypoczęta, nic mnie nie bolało, wszystkie rozcięcia i skaleczenia, po wczorajszej bitwie, się zagoiły. Nawet rana w skrzydle Im zaczęła się zmniejszać.
- Wypoczęłaś księżniczko? - spytał Daniel, nagle pojawiając się w moim polu widzenia.
- Dawno nie byłam tak wypoczęta! - odparłam nie kryjąc entuzjazmu. 
- To dobrze. Czeka nas ciężki dzień. Będziecie musiały się udać do pałacu i jakoś udowodnić, że na prawdę jesteście księżniczkami.
Wybałuszyłam oczy i nie wiedziałam co powiedzieć. On na prawdę twierdzi że jesteśmy księżniczkami? Czy może on wie że nimi jesteśmy? Eh... Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
Nie przejmuj się kochana. Wszystko się ułoży - odezwała się nieoczekiwanie Imbolc. 
Na prawdę tak myślisz?
Oczywiście! Tylko musimy uważać by nie zacząć się spierać o tron. Wszak jesteście bliźniaczkami, nie możecie sobie na to pozwolić.
- Czyli co mamy zrobić? - spytałam już na głos Daniela.
- Najgorsze jest to, że nie jestem pewny...

* * * * *

Do południa zdążyłyśmy wszystko obgadać. Znaczy tylko my cztery: ja, Im, Will i Mit. Doszłyśmy do dość śmiałego wniosku, że księżniczkami jesteśmy na pewno i korona - choćby podzielona na pół - nam się należy. 
Po południu wtajemniczyłyśmy w większość chłopki. Nalegałam na to tak bardzo, że Will, mimo stanowczych sprzeciwów, w końcu uległa. Daniel nie był wszystkim specjalnie zdziwiony, w końcu to on nam o większości powiedział. I był elfem. Za to Damian miał podwójny mętlik w głowie, bo Will łaskawie mu wyjawiła, że jest zaklinaczem koni. Biedny chłopak... Ale nie biedniejszy niż my. Przecież to my najpierw się dowiedziałyśmy, że jesteśmy bliźniaczkami, zaklinaczkami smoków, złodziejkami z przepowiedni, elfimi księżniczkami, a teraz jeszcze, że elfimi księżniczkami z przepowiedni. Wow, trochę się tego nazbierało.
Ale mniejsza z tym, teraz należy działać.
-Wyruszamy do zamku - powiedziałam wstając, gdy już wszystko było ustalone. - Teraz i natychmiast.
-Ale co my tam mamy robić? - spytała sceptycznie Will.
-Jestem przekonana, że dowiemy się w odpowiednim czasie. Teraz należy się śpieszyć, dopóki znów nie wybuchną walki o tron, mamy jakieś szanse na spokojne przejęcie władzy.
-Święte słowa - poparł mnie Daniel.
-Czyli jednak ci się zdarza myśleć? - próbowała się ze mną przedrzeźniać Im.
-A żebyś wiedziała, że nie mam głowy tylko od parady. Will, wyruszamy?
- Nie jestem pewna, Ina. Coś mi mówi, że to się nie skończy dobrze...
- Will, nie dramatyzuj - wtrąciła Mit. - Zawsze musisz mieć takie podejście?
- To nie podejście... To przeczucie... - burknęła dziewczyna.
- Zamknij się i chodźmy już. - Mitsuko nadrabiała entuzjazm za siebie i za Will.
- Niech wam będzie... - westchnęła Will.
-To zadecydowane, idziemy odebrać, co do nas należne! - wykrzyknęłam, ciągnąc Will żeby wstała.
Wsiadłam na Imbolc, dając znak Danielowi by usiadł za mną. Will wraz z Damianem wsiedli na Mitsuke i polecieliśmy.
Przelecieliśmy nad miastem i wylądowaliśmy przed wrotami zamku. Wszystko by było wspaniale, gdyby te wrota były na swoim miejscu. W każdym razie, nie mieliśmy problemów z dostaniem się do środka. Nie spierając się, wraz z Will podążyłyśmy w tym samym kierunku. Szliśmy ostrożnie korytarzem. Najpierw my, potem chłopaki, smoczyce pilnowały tyłów. Po chwili stanęłyśmy przed drzwiami, zza których było słychać żywiołową rozmowę.
- Za tymi drzwiami, Rada Elfów spiera się, kto ma zasiąść na tronie. Wejdziemy tam i jakoś będziecie musiały udowodnić, że jesteście prawowitymi następczyniami - powiedział szeptem Daniel.
- Mamy tam od tak wejść? Przecież tam na pewno są straże!  - odparłam równie cicho.
- I mówi to dziewczyna, która zaczepiała straż w slumsach - zaśmiała się cicho Will.
- To było w slumsach. Teraz stawka jest o wiele poważniejsza. 
- Ja się tam nie boję. - I w tym momencie Will zrobiła coś bardzo głupiego. Otworzyła drzwi kopnięciem i weszła do wielkiej sali z wesołym "witam!" na ustach.
Miałam ochotę zacząć walić głową w mur. Zamiast tego weszłam za nią do sali z równie wesołym uśmiechem. Za mną do sali wepchnęła się Im i skoczyła na środek stołu, szczerząc zęby w "uśmiechu". Zapanował popłoch. Wszyscy z rady poderwali się z krzeseł, jak poparzeni. Zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego.
- Cisza!!! - krzykną w pewnym momencie jeden z nich. Wyglądał na najstarszego i najbardziej opanowanego. - Młode damy, może wytłumaczycie nam, po co tutaj... - przerwał gdy tylko założył okulary. Otworzył szerzej oczy, i już nic więcej nie powiedział. 
Reszta zareagowała tak samo. Gdy tylko zorientowali się, że mają do czynienia z bliźniaczkami-elfkami, do tego wyglądającymi jak ich zmarła królowa, zapanowała niczym niezmącona cisza.
Przerwał ją dopiero Daniel.
- Szanowna Rado Elfów, pragnę wam przedstawić Yasabel i Weronice, prawowite następczynie tronu.
Wszystkich zatkało. Ich, bo byli święcie przekonani, że królowa nie miała dzieci. Nas, bo nie wiedziałyśmy skąd on wytrzasną te imiona. Miałam już zwrócić na to uwagę, gdy głos zabrał stary elf.
- Możliwe, możliwe. Ale skoro tak twierdzisz, jak chcesz to udowodnić? Równie dobrze to może być podstęp - rzekł nieufnie.
Wtedy Will powiedziała pierwszy wers przepowiedni, tej, którą wczoraj powiedziałam przy Danielu.
- Strzeżcie się elfy! - Chciałam powiedzieć drugi wers, ale coś kazało mi powiedzieć pierwszy wers drugiej przepowiedni.
 -Gdy smoki prawie znikną.
- Nastanie czas mroku okrutnego - dodała Will.
- Gdy świat się prawie rozsypie
- Nastanie czas panowania tego złego
 -Wtedy pojawią się One
- Księżniczki bliźniacze go zwyciężą
- Złodziejka i złodziejka
- Z królestwa pięknego przepędzą
- Dosiądą bliźniaczych smoków zielonych
- Piękne i mądre, zło pokonają
- Tylko One
- Smoków wspaniałych dosiadając
- Z Przeznaczeniem u boku
- Dokonają niemożliwego
- Lud swój wierny poprowadzą
- Właśnie One
- Przezwyciężyć się nie dadzą
W ten sposób powiedziałyśmy nową przepowiednie. Brzmiała całkiem logicznie, choć powstała z dwóch różnych wierszy. Wtedy chyba przekonałyśmy wszystkich z rady.


 Will

Rada była delikatnie mówiąc oszołomiona naszymi odwiedzinami. Ale nie byli sami. Cała nasza grupa była równie zadziwiona naszym pokazem przepowiedni. A myślałam, że mnie już nic nie zdziwi...
- No to teraz, droga rado - zaczęłam - możecie zaprzestać swych obrad, ponieważ królowe stoją przed wami.
- Dobrze - odparł na to ten w okularach. - Ale nie może być tak, żeby były dwie królowe na raz.
- Y... - zawahałam się. - To może zrobimy wyjątek?
- Nie. Musicie wybrać.
- Nie ma sprawy. To my pójdziemy rzucić monetą, czy coś...
- Ale... - wtrąciła Ina.
Zabrałam ją za rękę i siłą wyciągnęłam z wielkiego pokoju. Mitsu i Im niechętnie poszły za nami. Damian właściwie cały czas czaił się niedaleko mnie, więc z nim nie było problemów. Daniela miałam głęboko w... nosie.
- Czy ciebie bóg opuścił? - wydarła się Ina. - Co to miał być za pokaz?
- Ina, uspokój się! Wrócisz tam, i zostaniesz królową. Ja się do tego nie nadaję...
Miałam tę myśl w głowie od kilku godzin. Ja się po prostu nie nadawałam. I nie ważne, co powie na to moja siostra, i tak ja nie zostanę królową.
- Zaraz... Co?! Ja na królową? - Zaczęła się dziwnie śmiać. - Tobie się chyba coś totalnie powaliło. Albo będziemy obie królowymi albo wcale.
- Dobrze, prze pani. Ale jeśli tylko im to powiesz!
- Jasne! - wykrzyknęła, a potem jakby coś jej wpadło do głowy.-Mam pomysł! Powiedzmy im, że rzuciłyśmy monetą!
- I co? Nagle zniknęła? - zaśmiałam się.
- Nie, nie, nie! Reszka, miałaś być ty, orzeł ja. Ale moneta upadła na tak, że nie wypadło ani to, ani to!
- Tak... I myślisz, że uwierzą?
- Ależ to bardzo dobry pomysł! - wtrącił Daniel. - A jak nie uwierzą to mogę im dopomóc odrobiną magii.
Spojrzałam na niego spod byka.
- Dobra... To idźcie im to wmówić. Ja tu poczekam na efekty...
Ostentacyjnie usiadłam na ziemi i skrzyżowałam ręce na piersi.
- O nie ma mowy! - powiedziała Ina podchodząc do mnie. - Idziesz z nami. Wzięła mnie pod ręce i zaczęła wlec po podłodze. Po chwili dołączył do niej Daniel. Wyrywałam im się, ale bez skutku. Dopiero, gdy już prawie zawlekli mnie do sali udało mi się im wyrwać i zrobiłam coś idiotycznego. Wyskoczyłam przez okno. Było wysoko, ale wylądowałam w krzakach, które otaczały wszystkie mury. Biegłam schowana w ich cieniu i liściach.
-Idiotko! Wracaj tu natychmiast! - usłyszałam jak krzyczy za mną Ina.
Zignorowałam ją i puściłam się dzikim pędem przez krzaki a potem jakiś kawałek lasu. Po kilku minutach znalazłam się już za miastem. Słyszałam jeszcze coraz cichsze wołania mentalne Iny i Mitsu. Ale i one ucichły. Udałam się w stronę dawnego obozowiska. Tam Damian zostawił konie i ekwipunek.
Osiodłałam Embargo i zabrałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy z tobołków chłopaka. Szybko przebrałam się też w jakieś jego stare ubrania. Mogłam już ruszać.
- A gdzie Damian? - spytał Embargo po jakiejś godzinie jazdy.
- Nie mógł z nami jechać - wyszeptałam obolałym głosem.
Nie wspomniałam, że lądując chyba coś sobie zrobiłam z nogą. Adrenalina pozwoliła mi tego nie czuć w trakcie szaleńczego biegu, ale teraz, kiedy byłam bezpieczna nagle zaczęła strasznie boleć. Nie planowałam się jednak zatrzymać przez cały dzień. Musiałam im uciec. Choć wątpiłam, żeby któryś z nich nagle ruszył za mną w pogoń, nie jestem tego warta. Kłusowałam, więc w stronę Fures w zastraszająco wolnym tempie. Ale nie dałam rady przyśpieszyć.
Wieczorem zeszłam... nie! Zlazłam z konia i padłam na ziemię. Embargo popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co ci się stało?
- Nie wiem... - wybąkałam. - Nie wiem, czy dam radę dojechać do Fures...
- Do Fures? Przecież to jakiś tydzień drogi stąd!
- Jakoś na smokach było szybciej...
- Ta... Ale ja jestem koniem. Nie potrafię latać.
- To się jeszcze okaże.
Uśmiechnęłam się do konia chytrze i zasnęłam. Byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się nawet jeść. Dużo gorzej będzie zapewne rano...

Post poprawiony 16 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz