Ina
Tej nocy spało mi się jak nigdy.
Nie wiem czyja to była sprawka, ale mnie to nie interesuje. Najważniejsze są
efekty. Byłam wyspana i wypoczęta, nic mnie nie bolało, wszystkie rozcięcia i
skaleczenia, po wczorajszej bitwie, się zagoiły. Nawet rana w skrzydle Im
zaczęła się zmniejszać.
- Wypoczęłaś księżniczko? - spytał
Daniel, nagle pojawiając się w moim polu widzenia.
- Dawno nie byłam tak wypoczęta! -
odparłam nie kryjąc entuzjazmu.
- To dobrze. Czeka nas ciężki
dzień. Będziecie musiały się udać do pałacu i jakoś udowodnić, że na prawdę
jesteście księżniczkami.
Wybałuszyłam oczy i nie wiedziałam
co powiedzieć. On na prawdę twierdzi że jesteśmy księżniczkami? Czy może on wie
że nimi jesteśmy? Eh... Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
Nie przejmuj się kochana.
Wszystko się ułoży - odezwała się nieoczekiwanie Imbolc.
Na prawdę tak myślisz?
Oczywiście! Tylko musimy uważać
by nie zacząć się spierać o tron. Wszak jesteście bliźniaczkami, nie możecie
sobie na to pozwolić.
- Czyli co mamy zrobić? - spytałam
już na głos Daniela.
- Najgorsze jest to, że nie jestem
pewny...
* *
* * *
Do południa zdążyłyśmy wszystko obgadać. Znaczy tylko my cztery: ja, Im, Will i Mit. Doszłyśmy do dość śmiałego wniosku, że księżniczkami jesteśmy na pewno i korona - choćby podzielona na pół - nam się należy.
Po południu wtajemniczyłyśmy w
większość chłopki. Nalegałam na to tak bardzo, że Will, mimo stanowczych
sprzeciwów, w końcu uległa. Daniel nie był wszystkim specjalnie zdziwiony, w
końcu to on nam o większości powiedział. I był elfem. Za to Damian miał
podwójny mętlik w głowie, bo Will łaskawie mu wyjawiła, że jest zaklinaczem
koni. Biedny chłopak... Ale nie biedniejszy niż my. Przecież to my najpierw się
dowiedziałyśmy, że jesteśmy bliźniaczkami, zaklinaczkami smoków, złodziejkami z
przepowiedni, elfimi księżniczkami, a teraz jeszcze, że elfimi księżniczkami z
przepowiedni. Wow, trochę się tego nazbierało.
Ale mniejsza z tym, teraz należy
działać.
-Wyruszamy do zamku - powiedziałam
wstając, gdy już wszystko było ustalone. - Teraz i natychmiast.
-Ale co my tam mamy robić? -
spytała sceptycznie Will.
-Jestem przekonana, że dowiemy się
w odpowiednim czasie. Teraz należy się śpieszyć, dopóki znów nie wybuchną walki
o tron, mamy jakieś szanse na spokojne przejęcie władzy.
-Święte słowa - poparł mnie Daniel.
-Czyli jednak ci się zdarza myśleć?
- próbowała się ze mną przedrzeźniać Im.
-A żebyś wiedziała, że nie mam
głowy tylko od parady. Will, wyruszamy?
- Nie jestem pewna, Ina. Coś mi
mówi, że to się nie skończy dobrze...
- Will, nie dramatyzuj - wtrąciła
Mit. - Zawsze musisz mieć takie podejście?
- To nie podejście... To
przeczucie... - burknęła dziewczyna.
- Zamknij się i chodźmy już. -
Mitsuko nadrabiała entuzjazm za siebie i za Will.
- Niech wam będzie... - westchnęła
Will.
-To zadecydowane, idziemy odebrać,
co do nas należne! - wykrzyknęłam, ciągnąc Will żeby wstała.
Wsiadłam na Imbolc, dając znak
Danielowi by usiadł za mną. Will wraz z Damianem wsiedli na Mitsuke i
polecieliśmy.
Przelecieliśmy nad miastem i
wylądowaliśmy przed wrotami zamku. Wszystko by było wspaniale, gdyby te wrota
były na swoim miejscu. W każdym razie, nie mieliśmy problemów z dostaniem się
do środka. Nie spierając się, wraz z Will podążyłyśmy w tym samym kierunku.
Szliśmy ostrożnie korytarzem. Najpierw my, potem chłopaki, smoczyce pilnowały
tyłów. Po chwili stanęłyśmy przed drzwiami, zza których było słychać żywiołową
rozmowę.
- Za tymi drzwiami, Rada Elfów
spiera się, kto ma zasiąść na tronie. Wejdziemy tam i jakoś będziecie musiały udowodnić,
że jesteście prawowitymi następczyniami - powiedział szeptem Daniel.
- Mamy tam od tak wejść? Przecież
tam na pewno są straże! - odparłam równie cicho.
- I mówi to dziewczyna, która
zaczepiała straż w slumsach - zaśmiała się cicho Will.
- To było w slumsach. Teraz stawka
jest o wiele poważniejsza.
- Ja się tam nie boję. - I w tym
momencie Will zrobiła coś bardzo głupiego. Otworzyła drzwi kopnięciem i weszła
do wielkiej sali z wesołym "witam!" na ustach.
Miałam ochotę zacząć walić głową w
mur. Zamiast tego weszłam za nią do sali z równie wesołym uśmiechem. Za mną do
sali wepchnęła się Im i skoczyła na środek stołu, szczerząc zęby w
"uśmiechu". Zapanował popłoch. Wszyscy z rady poderwali się z
krzeseł, jak poparzeni. Zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego.
- Cisza!!! - krzykną w pewnym
momencie jeden z nich. Wyglądał na najstarszego i najbardziej opanowanego. -
Młode damy, może wytłumaczycie nam, po co tutaj... - przerwał gdy tylko założył
okulary. Otworzył szerzej oczy, i już nic więcej nie powiedział.
Reszta zareagowała tak samo. Gdy
tylko zorientowali się, że mają do czynienia z bliźniaczkami-elfkami, do tego
wyglądającymi jak ich zmarła królowa, zapanowała niczym niezmącona cisza.
Przerwał ją dopiero Daniel.
- Szanowna Rado Elfów, pragnę wam
przedstawić Yasabel i Weronice, prawowite następczynie tronu.
Wszystkich zatkało. Ich, bo byli
święcie przekonani, że królowa nie miała dzieci. Nas, bo nie wiedziałyśmy skąd
on wytrzasną te imiona. Miałam już zwrócić na to uwagę, gdy głos zabrał stary
elf.
- Możliwe, możliwe. Ale skoro tak
twierdzisz, jak chcesz to udowodnić? Równie dobrze to może być podstęp - rzekł
nieufnie.
Wtedy Will powiedziała pierwszy
wers przepowiedni, tej, którą wczoraj powiedziałam przy Danielu.
- Strzeżcie się elfy! -
Chciałam powiedzieć drugi wers, ale coś kazało mi powiedzieć pierwszy wers
drugiej przepowiedni.
-Gdy smoki prawie znikną.
- Nastanie czas mroku okrutnego
- dodała Will.
- Gdy świat się prawie rozsypie
- Nastanie czas panowania tego
złego
-Wtedy pojawią się One
- Księżniczki bliźniacze go
zwyciężą
- Złodziejka i złodziejka
- Z królestwa pięknego przepędzą
- Dosiądą bliźniaczych smoków
zielonych
- Piękne i mądre, zło pokonają
- Tylko One
- Smoków wspaniałych dosiadając
- Z Przeznaczeniem u boku
- Dokonają niemożliwego
- Lud swój wierny poprowadzą
- Właśnie One
- Przezwyciężyć się nie dadzą
W ten sposób powiedziałyśmy nową
przepowiednie. Brzmiała całkiem logicznie, choć powstała z dwóch różnych
wierszy. Wtedy chyba przekonałyśmy wszystkich z rady.
Will
Rada była delikatnie mówiąc
oszołomiona naszymi odwiedzinami. Ale nie byli sami. Cała nasza grupa była
równie zadziwiona naszym pokazem przepowiedni. A myślałam, że mnie już nic nie
zdziwi...
- No to teraz, droga rado -
zaczęłam - możecie zaprzestać swych obrad, ponieważ królowe stoją przed wami.
- Dobrze - odparł na to ten w
okularach. - Ale nie może być tak, żeby były dwie królowe na raz.
- Y... - zawahałam się. - To może
zrobimy wyjątek?
- Nie. Musicie wybrać.
- Nie ma sprawy. To my pójdziemy
rzucić monetą, czy coś...
- Ale... - wtrąciła Ina.
Zabrałam ją za rękę i siłą
wyciągnęłam z wielkiego pokoju. Mitsu i Im niechętnie poszły za nami. Damian
właściwie cały czas czaił się niedaleko mnie, więc z nim nie było problemów.
Daniela miałam głęboko w... nosie.
- Czy ciebie bóg opuścił? - wydarła
się Ina. - Co to miał być za pokaz?
- Ina, uspokój się! Wrócisz tam, i
zostaniesz królową. Ja się do tego nie nadaję...
Miałam tę myśl w głowie od kilku
godzin. Ja się po prostu nie nadawałam. I nie ważne, co powie na to moja
siostra, i tak ja nie zostanę królową.
- Zaraz... Co?! Ja na królową? -
Zaczęła się dziwnie śmiać. - Tobie się chyba coś totalnie powaliło. Albo
będziemy obie królowymi albo wcale.
- Dobrze, prze pani. Ale jeśli
tylko im to powiesz!
- Jasne! - wykrzyknęła, a potem
jakby coś jej wpadło do głowy.-Mam pomysł! Powiedzmy im, że rzuciłyśmy monetą!
- I co? Nagle zniknęła? - zaśmiałam
się.
- Nie, nie, nie! Reszka, miałaś być
ty, orzeł ja. Ale moneta upadła na tak, że nie wypadło ani to, ani to!
- Tak... I myślisz, że uwierzą?
- Ależ to bardzo dobry pomysł! -
wtrącił Daniel. - A jak nie uwierzą to mogę im dopomóc odrobiną magii.
Spojrzałam na niego spod byka.
- Dobra... To idźcie im to wmówić.
Ja tu poczekam na efekty...
Ostentacyjnie usiadłam na ziemi i
skrzyżowałam ręce na piersi.
- O nie ma mowy! - powiedziała Ina
podchodząc do mnie. - Idziesz z nami. Wzięła mnie pod ręce i zaczęła wlec po
podłodze. Po chwili dołączył do niej Daniel. Wyrywałam im się, ale bez skutku. Dopiero,
gdy już prawie zawlekli mnie do sali udało mi się im wyrwać i zrobiłam coś
idiotycznego. Wyskoczyłam przez okno. Było wysoko, ale wylądowałam w krzakach,
które otaczały wszystkie mury. Biegłam schowana w ich cieniu i liściach.
-Idiotko! Wracaj tu natychmiast! -
usłyszałam jak krzyczy za mną Ina.
Zignorowałam ją i puściłam się
dzikim pędem przez krzaki a potem jakiś kawałek lasu. Po kilku minutach
znalazłam się już za miastem. Słyszałam jeszcze coraz cichsze wołania mentalne
Iny i Mitsu. Ale i one ucichły. Udałam się w stronę dawnego obozowiska.
Tam Damian zostawił konie i ekwipunek.
Osiodłałam Embargo i zabrałam kilka
najpotrzebniejszych rzeczy z tobołków chłopaka. Szybko przebrałam się też w
jakieś jego stare ubrania. Mogłam już ruszać.
- A gdzie Damian? - spytał Embargo
po jakiejś godzinie jazdy.
- Nie mógł z nami jechać -
wyszeptałam obolałym głosem.
Nie wspomniałam, że lądując chyba
coś sobie zrobiłam z nogą. Adrenalina pozwoliła mi tego nie czuć w trakcie
szaleńczego biegu, ale teraz, kiedy byłam bezpieczna nagle zaczęła strasznie
boleć. Nie planowałam się jednak zatrzymać przez cały dzień. Musiałam im uciec.
Choć wątpiłam, żeby któryś z nich nagle ruszył za mną w pogoń, nie jestem tego
warta. Kłusowałam, więc w stronę Fures w zastraszająco wolnym tempie. Ale
nie dałam rady przyśpieszyć.
Wieczorem zeszłam... nie! Zlazłam z
konia i padłam na ziemię. Embargo popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co ci się stało?
- Nie wiem... - wybąkałam. - Nie
wiem, czy dam radę dojechać do Fures...
- Do Fures? Przecież to jakiś
tydzień drogi stąd!
- Jakoś na smokach było szybciej...
- Ta... Ale ja jestem koniem. Nie
potrafię latać.
- To się jeszcze okaże.
Uśmiechnęłam się do konia chytrze i
zasnęłam. Byłam tak zmęczona, że nie chciało mi się nawet jeść. Dużo gorzej
będzie zapewne rano...
Post poprawiony 16 III 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz