piątek, 5 października 2012

Rozmowa, krótka, ale niezwykła (Will)

Co mnie obchodził jakiś tam Mikołaj? No... może trochę. Ale nie aż tak, żebym miała jej zdradzać coś o moim jedyny przyjacielu... A może nawet kimś więcej...
Na szczęście wioska była już bardzo blisko. Przyśpieszyłam kroku i po paru minutach byłyśmy już na miejscu. Przywitały nas chytre uśmiechy i lekkie ukłony. Dopiero po kolejnych minutach udało nam się spotkać mojego przyjaciela.
- O! Dawno cię tu nie było. Nie było żadnych niepokojących akcji? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Ostatni skończył jak kilku poprzednich - odpowiedziałam mu podobnym uśmiechem. - Teraz mamy poważniejsze problemy. Potrzebujemy koni. I to twoich koni.
Tak, potrzebowałam jego koni. Nie hodował on jakiś zwykłych koni. Jego były... można powiedzieć, ze trochę magiczne. Mogły biec przez tydzień bez przerwy, i zmęczą się tylko trochę. I nie jedzą prawie nic.
- Wiesz, że dla ciebie moje konie kosztują nie tylko parę miedziaków? - zapytał śmiejąc się.
- Wiem... - burknęłam. Ina zrobiła dość nietypową minę. - Chcesz informacji - dodałam, bardziej tłumacząc dziewczynie, niż mówiąc do chłopaka.
- Może wejdziecie na chwilę?
- Nie. Nie mamy czasu. Za to mamy na głowie całą gwardię i pół Gildii.
- Ciekawe... mów dalej...
- Ej, ej, ej! Umowa była na całkiem inne informacje. Ale... - Specjalnie przeciągnęłam ostatnie słowo.
- Lubię, gdy mówisz ale - uśmiechną się chłopak.
- Uchylę rąbka tajemnicy, gdy zdradzisz mi swoje imię.
Ina w środku zapewne zwijała się ze śmiechu. Nie dziwię się jej. Uwielbiam chłopaka, ale nie wiemy o sobie prawie nic z danych personalnych.
- Dobrze. Pasuje mi taki układ. - Znów się uśmiechną. Nienawidzę, gdy tak robi. - Damian, starszy brat Marsa. - Ukłonił się, jakbyśmy widzieli się pierwszy raz.
Wiedziałam, że był do kogoś podobny, ale nie myślałam, że to brat Marsa!
Możecie nas wziąć za idiotów, ale znam się z nim od pięciu lat, ale nigdy się sobie nie przedstawiliśmy.
- Uciekamy przed Gildią. Nie wiemy, czego chcą, ale o coś im na pewno chodzi - odparłam na to chytrze.
- Ale...
Wiem, że chciał się dowiedzieć czegoś więcej, ale ja sama nie bardzo wiedziałam, o co chodzi magom. Potem zdradziłam Damianowi potrzebne jemu informacje i włożyłam do ręki złotą monetę. On po paru minutach przyprowadził konie.
Dla mnie standardowo niskiego, karego ogiera ze strzałką na pysku i wielkich szczotkach na pęcinach. Nazywał się Embargo, i zawsze mi towarzyszył. Inie trafił się siwek drobnej budowy i szarawym odcieniu ogona i grzywy. Przedstawił...raczej przedstawiła się jako Prima.
Tak, przedstawiła... Tu leżał taki problem - rozumiem konie... Od zawsze. Kiedyś myślałam, że to normalne. Teraz udało mi się to jakoś ukrywać. Słyszałam je tylko w myślach. Tak jakby... mentalnie ze mną rozmawiały. Pożegnałam się z Damianem i już konno ruszyłyśmy, ja i Ina, w stronę gór Sina-Oho.
Jak Ina narzekała... Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby tak ktoś gnoił te cudowne zwierzęta. Ale na szczęście straciłyśmy tylko pół dnia na naukę jazdy. Uczyła się przerażająco szybko. Wieczorem byłyśmy już dwa dni drogi od gór.
- Biorę pierwszą wartę - zakomunikowałam przy niewielkim ognisku, czekając aż Ina w końcu usiądzie.
-Jasne, ja w tym czasie poszukam jakiegoś jeziorka żeby se tyłek odmoczyć po tym piekielnym koniu -powiedziała  wkurzona.
- Nie rozumiem, co masz do tych koni. Nie są wcale takie złe... - skomentowałam zdejmując podpłomyki z prowizorycznego garnka.
-Złe nie są, ale ja nie jestem przyzwyczajona. Za to ty możesz zacząć się przyzwyczajać do moich narzekań.
- Ha, ha, ha - uśmiechnęłam się ironicznie i podałam jej podpłomyk i kilka pasków suszonego mięsa.
- Dzięki, jak zjem idę spać. Zanudzać cię narzekaniami będę jutro.
I faktycznie tylko skubnęła kolacji i momentalnie zasnęła. Ja długo kończyłam moją porcję, a potem podeszłam do Embargo i Primy. Dotknęłam karego konika i powiedziałam w myśli:
- Rozumiesz?
- Pytasz chyba tysięczny raz. I tysięczny raz ci odpowiadam, że tak... - powiedział. I powiedział to ewidentnie koń. - I weź to kopyto! Łaskocze!
Potrząsną łbem. Zabrałam dłoń i przybliżyłam ją do siebie. Nie odezwaliśmy się już do siebie.
Dobrze po trzeciej w nocy obudziłam Inę. Wiem, że miałam to zrobić wcześniej, ale należało się dziewczynie trochę więcej snu. W końcu to był dość męczący dzień dla kogoś, kto siedział po raz pierwszy w siodle.
-Opowiesz mi jutro o swoim przyjacielu? - spytała mnie jeszcze gdy już prawie spałam.
- Wątpię - uśmiechnęłam się i zasnęłam.

Post poprawiony 16 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz