Gdzieś w środku nocy obudziłam się pewna,
że to teraz ja powinnam stanąć na warcie. Już miałam o tym przypomnieć Will,
gdy usłyszałam jak gra na flecie.
To było piękne. Nigdy czegoś
takiego nie słyszałam, nawet, gdy cichaczem udałam się na koncert w jednym z
Domów. Tamto było ładne, to było piękne, cudowne, nieziemskie.
Nie chciałam jej przerywać, ale wiedziałam,
że ona też powinna odpocząć. W końcu sama zauważyła, że nie śpię. Przestała
grać i odwróciła się w moją stronę.
-Idź spać, teraz ja stanę na
warcie - powiedziałam.
Bez słowa spełniła moją prośbę.
***
Czuwałam te pół nocy, ale rano nie
byłam wyczerpana. Przyzwyczaiły mnie do tego moje wszelakie, nocne eskapady.
Równo ze wschodem słońca obudziła
się Will.
-Śniadanie gotowe - powiedziałam do
niej.
Zjadłyśmy w ciszy. Dopiero teraz
jej się dokładnie przyjrzałam. Prawda, byłyśmy jak dwa odbicia w lustrze. Z
kilkoma małymi różnicami.
Jej oczy były czarne, moje
ciemnozielone. Niewprawne oko nie wychwyciłoby tej różnicy, ale ona była. Ja
miałam też niedużą bliznę pod lewym okiem, a ona wielką równoległą do oka na prawym
policzku (nie licząc tych wszystkich blizn na rękach i nogach). No i obecnie miałam
blond włosy.
-To dokąd teraz się udamy? Do
miasta nawet nie mamy się po co zbliżać - powiedziałam w końcu.
-Nie wiem... Polecam zachód -
odpowiedziała przełykając ostatni kęs śniadania.
-A co tam jest? Nigdy nie
studiowałam map, gdy już jakąś miałam to była to zazwyczaj mapa podziemi lub
tajemnych przejść - powiedziałam purpurowiejąc, ale nie wiedziałam, czym się
niby wstydzę. Przecież to normalne, że ktoś taki jak ja się nie przejmuje tym,
co poza miastem.
- Cholera wie... - Wstała i
rozejrzała się dookoła, ale wątpię, że zobaczyła cokolwiek. - Zachód jest tam. - Wskazała ręką na jakiś odległy punkt przed nami. - Jest coś około siódmej rano.
Może ósma. Tam jest miasto. - Pokazała teraz w stronę przeciwną. - W takim razie
na północy jest Polana Umarłych. Tam na pewno nie pójdziemy. Na południu
kolejne miasto, ale tam pewnie też o nas już słyszeli. Zostaje nam zachód.
Jeśli się nie mylę... A ja się nigdy nie mylę... Są tam góry Sina-Oho. Dalej
Kotlina Oho. Tam nie ma nikogo, ale jest się gdzie schować. - Znów usiadła i
uśmiechnęła się do mnie. Już po raz drugi... - Jednak nie wyszłam z wprawy. Ale
ostatnio już coraz rzadziej uciekam z miasta...
Coraz rzadziej?! To skoro jest
takim dobrym Złodziejem to niby, po co by miała uciekać z miasta? Dziwny
zawód....
-Nie mam przeciwwskazań, więc
ruszajmy.
Szybko zatarłyśmy po sobie ślady i
udałyśmy się na zachód.
-A... co z twoją rodziną? -
zapytała nagle i niespodziewanie Will po parogodzinnej wędrówce.
-A co z nią ma być?
-Tak tylko pytam... - odparła i
nie odzywała się już długo.
Nie wytrzymałam tej ciszy.
-Właściwie... To jej po prostu nie
znam. Była taka jedna, co mnie przez pewien czas wychowywała, ale w pewnym
momencie już nie miała, za co więc się mnie pozbyła - powiedziałam smutno. Mimo
że mnie wyrzuciła to dobrze wspominam okres, w którym mnie wychowywała.
- To nieciekawie... - powiedziała
ze spuszczoną głową Złodziejka. Potem nagle skręciła w boczną ścieżkę. -
Wejdziemy do wioski znajomego. Pożyczymy konie. Mam dość łażenia.
-Przez pożyczymy, masz na myśli
pożyczymy czy ukradniemy?
Nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła
się chytrze.
- Nie przejmuj się. On jest do tego
przyzwyczajony.
Biedny facet pomyślałam a na głos
dodałam:
-To mów, wprost co zamierzasz, a nie
owijasz w szmaty. Nie lubię czegoś takiego.
- Ej, ej, spokojnie. Zapłacę mu.
Taką mamy umowę. - Podniosła ręce w geście poddania się.
Nie odpowiedziałam. Nie lubię
takich interesów. Ale zaraz...
-Jak mu zapłacisz to nie dość, że
zmarnujesz pieniądze to jeszcze będzie wiedział, kto to był, a skąd masz pewność,
że ktoś nie zapłaci mu więcej, za zdradzenie nas?
-Nie zrobił tego nigdy, i raczej
tego nie zrobi. To mój... bliski przyjaciel. Jedyny - ostatnie słowo
wypowiedziała prawie niedosłyszalnie i spuściła głowę.
O, zaczyna się, jak to historia
miłosna to ja dziękuje, ale chce to usłyszeć mimo wszystko.
-Jedyny? Skąd się znacie?
-To długa historia. - Wydawało mi
się, czy ona się uśmiechnęła...? Chyba mi się jednak nie wydawało.
Ten niby-uśmiech, pobudził moją
ciekawość. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale niech ich
diabli...
-Możesz mi ją spokojnie
opowiedzieć, mamy dużo czasu - powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
-Ale pozostaje pytanie, czy ja
chcę ci ją opowiedzieć.
-Chcesz- odparłam, tonem niedopuszczającym
sprzeciwu.
-No nie wiem... - to mówiąc
skrzyżowała ręce na piersi.
-A co jeśli opowiem ci coś w
zamian? - mojej raz rozbudzonej ciekawości nie da się od tak zgasić.
-Na przykład?
-No na przykład.... Może coś o
Mikołaju? Tym magu, co nas ścigał.
Mam ją! Jakby zwolniła i zrobiła
dziwną miną. Jednak zaraz potem machnęła delikatnie głową i uśmiechnęła się
wrednie.
-A jeśli mnie nie interesuje ów
"Mikołaj"?
Nie miałam okazji odpowiedzieć, bo
zza coraz cieńszej już warstwy drzew wyłaniała się niewielka wioska, jeśli w
ogóle można to było nazwać wioską. Kilka krów pasło się nieopodal pięciu chat
otoczonych płotem. Przechadzało się tam kilka kobiet w długich spódnicach, a
gdzieniegdzie dzieciaki bawiły się czym popadnie.
Will, wyraźnie usatysfakcjonowana
tym widokiem ruszyła pewnym i dosyć szybkim krokiem w tamtą stronę.
Post poprawiony 16 III 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz