wtorek, 2 października 2012

Plany (Ina)


Gdzieś w środku nocy obudziłam się pewna, że to teraz ja powinnam stanąć na warcie. Już miałam o tym przypomnieć Will, gdy usłyszałam jak gra na flecie.
To było piękne. Nigdy czegoś takiego nie słyszałam, nawet, gdy cichaczem udałam się na koncert w jednym z Domów. Tamto było ładne, to było piękne, cudowne, nieziemskie.
Nie chciałam jej przerywać, ale wiedziałam, że ona też powinna odpocząć. W końcu sama zauważyła, że nie śpię. Przestała grać i odwróciła się w moją stronę.
-Idź spać, teraz ja stanę na warcie - powiedziałam.
Bez słowa spełniła moją prośbę.

***

Czuwałam te pół nocy, ale rano nie byłam wyczerpana. Przyzwyczaiły mnie do tego moje wszelakie, nocne eskapady.
Równo ze wschodem słońca obudziła się Will.
-Śniadanie gotowe - powiedziałam do niej.
Zjadłyśmy w ciszy. Dopiero teraz jej się dokładnie przyjrzałam. Prawda, byłyśmy jak dwa odbicia w lustrze. Z kilkoma małymi różnicami.
Jej oczy były czarne, moje ciemnozielone. Niewprawne oko nie wychwyciłoby tej różnicy, ale ona była. Ja miałam też niedużą bliznę pod lewym okiem, a ona wielką równoległą do oka na prawym policzku (nie licząc tych wszystkich blizn na rękach i nogach). No i obecnie miałam blond włosy.
-To dokąd teraz się udamy? Do miasta nawet nie mamy się po co zbliżać - powiedziałam w końcu.
-Nie wiem... Polecam zachód - odpowiedziała przełykając ostatni kęs śniadania.
-A co tam jest? Nigdy nie studiowałam map, gdy już jakąś miałam to była to zazwyczaj mapa podziemi lub tajemnych przejść - powiedziałam purpurowiejąc, ale nie wiedziałam, czym się niby wstydzę. Przecież to normalne, że ktoś taki jak ja się nie przejmuje tym, co poza miastem.
- Cholera wie... - Wstała i rozejrzała się dookoła, ale wątpię, że zobaczyła cokolwiek. - Zachód jest tam. - Wskazała ręką na jakiś odległy punkt przed nami. - Jest coś około siódmej rano. Może ósma. Tam jest miasto. - Pokazała teraz w stronę przeciwną. - W takim razie na północy jest Polana Umarłych. Tam na pewno nie pójdziemy. Na południu kolejne miasto, ale tam pewnie też o nas już słyszeli. Zostaje nam zachód. Jeśli się nie mylę... A ja się nigdy nie mylę... Są tam góry Sina-Oho. Dalej Kotlina Oho. Tam nie ma nikogo, ale jest się gdzie schować. - Znów usiadła i uśmiechnęła się do mnie. Już po raz drugi... - Jednak nie wyszłam z wprawy. Ale ostatnio już coraz rzadziej uciekam z miasta...
Coraz rzadziej?! To skoro jest takim dobrym Złodziejem to niby, po co by miała uciekać z miasta? Dziwny zawód....
-Nie mam przeciwwskazań, więc ruszajmy.
Szybko zatarłyśmy po sobie ślady i udałyśmy się na zachód.
-A... co z twoją rodziną? - zapytała nagle i niespodziewanie Will po parogodzinnej wędrówce.
-A co z nią ma być?
-Tak tylko pytam... - odparła i nie odzywała się już długo.
Nie wytrzymałam tej ciszy.
-Właściwie... To jej po prostu nie znam. Była taka jedna, co mnie przez pewien czas wychowywała, ale w pewnym momencie już nie miała, za co więc się mnie pozbyła - powiedziałam smutno. Mimo że mnie wyrzuciła to dobrze wspominam okres, w którym mnie wychowywała.
- To nieciekawie... - powiedziała ze spuszczoną głową Złodziejka. Potem nagle skręciła w boczną ścieżkę. - Wejdziemy do wioski znajomego. Pożyczymy konie. Mam dość łażenia.
-Przez pożyczymy, masz na myśli pożyczymy czy ukradniemy?
Nie odpowiedziała, ale uśmiechnęła się chytrze.
- Nie przejmuj się. On jest do tego przyzwyczajony.
Biedny facet pomyślałam a na głos dodałam:
-To mów, wprost co zamierzasz, a nie owijasz w szmaty. Nie lubię czegoś takiego.
- Ej, ej, spokojnie. Zapłacę mu. Taką mamy umowę. - Podniosła ręce w geście poddania się.
Nie odpowiedziałam. Nie lubię takich interesów. Ale zaraz...
-Jak mu zapłacisz to nie dość, że zmarnujesz pieniądze to jeszcze będzie wiedział, kto to był, a skąd masz pewność, że ktoś nie zapłaci mu więcej, za zdradzenie nas?
-Nie zrobił tego nigdy, i raczej tego nie zrobi. To mój... bliski przyjaciel. Jedyny - ostatnie słowo wypowiedziała prawie niedosłyszalnie i spuściła głowę.
O, zaczyna się, jak to historia miłosna to ja dziękuje, ale chce to usłyszeć mimo wszystko.
-Jedyny? Skąd się znacie?
-To długa historia. - Wydawało mi się, czy ona się uśmiechnęła...? Chyba mi się jednak nie wydawało.
Ten niby-uśmiech, pobudził moją ciekawość. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale niech ich diabli...
-Możesz mi ją spokojnie opowiedzieć, mamy dużo czasu - powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
-Ale pozostaje pytanie, czy ja chcę ci ją opowiedzieć.
-Chcesz- odparłam, tonem niedopuszczającym sprzeciwu.
-No nie wiem... - to mówiąc skrzyżowała ręce na piersi.
-A co jeśli opowiem ci coś w zamian? - mojej raz rozbudzonej ciekawości nie da się od tak zgasić.
-Na przykład?
-No na przykład.... Może coś o Mikołaju? Tym magu, co nas ścigał.
Mam ją! Jakby zwolniła i zrobiła dziwną miną. Jednak zaraz potem machnęła delikatnie głową i uśmiechnęła się wrednie.
-A jeśli mnie nie interesuje ów "Mikołaj"?
Nie miałam okazji odpowiedzieć, bo zza coraz cieńszej już warstwy drzew wyłaniała się niewielka wioska, jeśli w ogóle można to było nazwać wioską. Kilka krów pasło się nieopodal pięciu chat otoczonych płotem. Przechadzało się tam kilka kobiet w długich spódnicach, a gdzieniegdzie dzieciaki bawiły się czym popadnie.
Will, wyraźnie usatysfakcjonowana tym widokiem ruszyła pewnym i dosyć szybkim krokiem w tamtą stronę.

Post poprawiony 16 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz