piątek, 28 września 2012

Więcej niż powinna (Will)

Pierwszy raz od ponad czterech lat ktoś mówił mi, co mam robić...
Rozpaliłam niewielkie ognisko dobrze ukryte pod koroną drzew, tak, aby dym nas nie zdradził. Zaraz! Co ja sobie myślę! Jakby nas chcieli znaleźć, wykorzystaliby jedną z tych swoich sztuczek. Ale ostrożności nigdy za wiele...
Ta Ina wydała mi się strasznie do mnie podobna. Nie tylko z wyglądu, ale ze sposobu stania, chodzenia, biegu itp. Jedno, co nas różniło to charakter. W moim mniemaniu dziewczyna była strasznie wybuchowa i szybko-się-poddająca. Zupełnie inna jak ja. Ja jestem nieufna, twarda, opanowana...
Usłyszałam trzask gałązki z prawej strony. Nie odwróciłam gwałtownie głowy, tak jak zrobiłby to każdy, tylko udawałam, że nie zwracam na to uwagi i tylko delikatnie odwróciłam wzrok w tamtą stronę. Stała tam dwójka młodych magów.
Dokładniej: Erick i jeszcze jeden młody mag. Wydawało im się, że ich nie zobaczyłam. Grubo się mylili.
- Nie ma z nią tej drugiej - wyszeptał nieznany mi mag. Zdziwiło mnie to, że usłyszałam ich z tak dużej odległości. A może po prostu oni nie umieli zachowywać się cicho?
- Idzie - odparł szybko Erick i razem z tym drugim przykucnęli w krzakach.
Spojrzałam w stronę, w którą odeszła Ina. Wracała teraz z dwoma królikami trzymając je w jednej ręce za tylne łapy.
- Przyniosłam kola... - zaczęła, ale ja nie dałam jej skończyć.
- Zwijamy się! - krzyknęłam do niej.
W trakcie obserwowania magów zdążyłam po kryjomu zgasić ogień i schować krzemienie do torby. Teraz wystarczyło tylko wstać i uciec.
Ina była nieco zszokowana, ale gdy zza krzaków wypadli magowie bez zastanowienia puściła się biegiem za mną. Nawet nie zdążyła upuścić złapanej zwierzyny. Magowie zaczęli ciskać w nas pociskami mające nas unieruchomić.
Skąd to wiem? Nie mam zielonego pojęcia. Może przeczucie, które jak już wiecie nigdy się nie myli.
Odwróciłam się i biegłam chwilę tyłem, posyłając w stronę chłopaków ostrzegawczy strzał. Gdy udało nam się zniknąć za zakrętem wepchnęłam Inę w krzaki, a sama skoczyłam tam za nią. Magowie przebiegli obok naszej kryjówki i zatrzymali się niedaleko.
- Zniknęły... - powiedział Erick.
- Myślisz, że one wiedzą... - odparł ten mag, którego nie znałam. W przeciwieństwie do Iny, która okazało to przez wyraz twarzy.
- Nie. To zwykłe slumsiary...
- Nie zapominaj, że jedna jest dobrze znana w Gildii.
- Ta... Druga też. Wracajmy. - Szybko się poddali. Ale to i dla nich lepiej.
Po przeciwnej stronie wąskiej ścieżki zobaczyłam gestykulującego Marsa. Przekazał mi, że musi ze mną pogadać na osobności, i to bardzo szybko. Gdy tylko magowie zniknęli za zakrętem przekazałam cicho Inie, żeby chwilę zaczekała, a sama po drzewach przeszłam do Marsa. Oddaliliśmy się kawałek, a on wyciągną w moją stronę torbę, z którą prawie nigdy się nie rozstawałam. Spakował do niej koszulę i spodnie na zmianę, sukienkę, którą trzymam tylko na wszelki wypadek (ciekawe, po co) i cały zestaw noży, sztyletów, grotów do strzał i zapasowych cięciw. Były tam też podpłomyki zawinięte w szmatę i kilka bandaży. A najgłupsze, co mógł mi przynieść, to był flet...
- I na cholerę mi to? - zapytałam gdy już skończyłam oglądać to, co mi przyniósł.
- No bo ty to już raczej do miasta nie wrócisz... - odparł naśladując moją pozę: skrzyżowane ręce na piersi i przenikający wzrok.
- Nie parodiuj mi tu teraz tylko gadaj, co masz przez to na myśli! - Może nie byłam dla niego zbyt miła, ale od dzieciństwa role się nam odwróciły... Kiedyś on był wredny.
- W godzinę zdążyli obwiesić całe miasto plakatami z twoją mordą. I tamtej drugiej dziewczyny.
- Śledzisz mnie? - zapytałam odwracając gwałtownie głowę w jego stronę.
- Nie... Śledzę ich. - Ruchem głowy wskazał stronę, w którą odeszli magowie.
- Co wiesz? - zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Jeden z nich to Mikołaj. O nim nie wiem niczego więcej. Ten drugi to Erick. Pełnoprawnym magiem jest od niedawna. Nie jest jakiś szczególnie uzdolniony. Wracam do miasta - zmienił nagle temat.
- Dzięki. Kryj mnie jakoś.
Rozstaliśmy się. Na koniec jeszcze Mars spojrzał mi w oczy. Poczułam się... trochę dziwnie. To było szczególne spojrzenie. Trwało jednak krótką chwilę. Potem chłopak odbiegł.
Do wieczora nawet się do siebie nie odezwałyśmy. Znalazłyśmy kryjówkę na noc i ustaliłyśmy warty. Dopiero przy ognisku i królikach udało mi się zadać jej pytanie.
- Ina... Powiesz mi o sobie coś więcej? Tylko bez wykrętów i kłamstwa. Jesteśmy jakby na siebie skazane.
Starałam się być uprzejma, ale ja po prostu nie potrafiłam. Tyle lat starania się być bezwzględną i nieugiętą robi swoje. Szczególnie wtedy, gdy człowiek chce być wyjątkowo miły.
-A co niby mam ci powiedzieć? - spytała.- To, że jakaś głupia kobieta najpierw się mną zajmowała a potem wyrzuciła na zbity pysk? A może to, że w wieku siedmiu lat musiałam się nauczyć żyć na ulicy? Czy może to, że gildia się na mnie uwzięła, bo podobno ktoś stwierdził, że jestem dzikim? A może wolisz opowieść jak dostałam białej gorączki i zabiłam w przypływie szału dwudziestu ludzi? - Wydawała się być bardziej opanowana niż wcześniej, albo chciała sprawiać takie wrażenie.
- Eh... to mi powinno na razie wystarczyć. Ale chodziło mi o dane bardziej personalne. Wiek? Nazwisko?
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Wiesz jak pocieszyć człowieka.  Jestem Ina Złodziej,  szesnaście lat.
- A... Okey. Dobrze jest wiedzieć coś o kimś, z kim się ucieka z miasta.
Od dawna wyznawałam tą zasadę. Drugiej jej części jednak nie ujawniłam. "Jednak niech on nigdy nie dowie się niczego o tobie"...
- A ty powiesz coś o sobie? - spytała jakby czytając w moich myślach.
- Powiedz, co chcesz wiedzieć. - Znowu spoważniałam i wyprostowałam się. - Wolałabym nie powiedzieć za dużo...
- Mów cokolwiek, możesz powiedzieć jak się wychowałaś. Obojętnie, tylko mów.
Ciekawe podejście... - pomyślałam.
- O moim wychowaniu nie ma, co mówić. Wychowałam się u złodziei razem z asystentem. On jest starszy o dwa lata, i zawsze był zazdrosny o moje zdolności. - Oczywiście miałam na myśli Marsa, ale po co mam go zdradzać? - Kiedy miałam dziesięć lat zaczęłam pracę u Złodziei. Dwa lata później stałam się jednym z najlepszych Złodziei. Dziś boją się mnie nawet w Gildii. - Zazwyczaj nie jestem aż tak rozgadana, ale coś w środku kazało mi opowiedzieć wszystko. - Też mam szesnaście lat, ale kiedy dokładnie mam urodziny to nie wiem. Kiedyś tak na wiosnę, bo wtedy mnie znaleźli. Nie znam rodziców...
Zamknij się wreszcie! - skorciłam sama siebie w myśli. Ale Inę widocznie to interesowało.
- Słyszałam o tej rzezi, ale nigdy nie skojarzyłabym jej z tobą. Ale nie przejmuj się, też nie jestem święta.
Uśmiechnęłam się do niej. Pierwszy raz od kilku lat uśmiechnęłam się. I to nie ironicznie lub wrednie, tylko szczerze...
I nagle uświadomiłam sobie, że teraz aż dwie osoby wiedzą o mnie prawie wszystko. Kiedyś nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że choć jedna wie tak wiele.
- Zdziadziałaś Will - powiedziałam po cichu do siebie. Ina mnie nie usłyszała.
Zjadłyśmy kolację i ja zostałam na warcie. Nie wiem czy dziewczyna zasnęła, ale leżała do mnie tyłem i nie odzywała się. Ja, głupia franc wyciągnęłam z torby flet i zaczęłam grać. Nie mogłam się powstrzymać. Tak, miałam być skupiona, ale taka właśnie byłam! Gdy gram mam takie uczucie jakby się rozdzieliła na dwoje. Jedna ja gra, a druga siedzi obok, słucha i czuwa...

Post poprawiony 15 III 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz