Dzień zaczął się jak każdy inny.
Obudziłam się o zwykłej porze, czyli około godziny czwartej. Ubrałam się w to,
co zwykle. Tunelami mijałam tych samych przewodników, którzy kłaniali mi się
lekko jak zawsze. Mijałam te same drzwi, i te same zakręty. Weszłam do
niezmiennie mojego gabinetu i usiadłam na drewnianym stołku, tym samym co
wczoraj, przy tym samym biurku. Na głowę założyłam kaptur od czarnej opończy,
jak zawsze. Potem odezwałam się niskim, gardłowym, lekko zachrypniętym głosem,
tak jak zawsze, gdy kogoś oczekuję. Po chwili w drzwiach stanęła jedyna
osoba, która wie o mnie dość dużo, wraz z jeszcze jednym facetem. I ja już
bardzo dobrze wiedziałam, kim był ten facet.
- Byliśmy umówieni - odparłam cicho
tym samym głosem, co wcześniej. - Raz na miesiąc ty płacisz mi pięćdziesiąt
sztuk srebra, a ja zapewniam ochronę twojemu burdelowi... Czyż nie tak?
- Ale ja... ja... - Facet był
wielki i barczysty, ale teraz wyglądał jak spłoszona i potulna owieczka. - Ja
oddam te pieniądze! Co do miedziaka! Tylko potrzebuję czasu...
- Ile? Czy pół roku to nie jest za
dużo czasu? - Nie podnosiłam głosu. Mówiłam powoli i dość cicho.
- Miesiąc! Daj mi jeszcze jeden
miesiąc!
- I oddasz mi wszystkie sto sztuk
złota?
- Złota?! Byliśmy umówieni na...
- Właśnie, byliśmy umówieni. Masz
miesiąc. W przeciwnym razie policzymy się inaczej.
Ruchem dłoni pokazałam, aby go
wyprowadzić. Nieszczęśnik po cichu powtarzał "Sto sztuk złota... Nigdy
tego nie spłacę...". Gdy trafił już do odpowiedniego przewodnika,
ściągnęłam kaptur i zatrzepotałam naelektryzowanymi włosami.
Zobaczyłam wielki uśmiech na twarzy stojącego cały czas pod drzwiami faceta.
- I co cieszysz ten krzywy pysk,
Mars? - zapytałam ze śmiertelnie poważną miną. Jak, z resztą, zawsze.
- Nawet ja czasami się przestraszę, jak mówisz tym swoim przerażającym głosem - skomentował. Posłałam w jego
stronę krótki, wredny uśmieszek.
- Jeśli to już wszystko to... -
zaczął, ale ja nie dałam mu skończyć.
- A idź do diabła. - Odesłałam go
gestykulując prawą dłonią. Chłopak nie powiedział już nic więcej, tylko
znikną w ciemnym korytarzu.
Mars to jedyna osoba, która wie o
mnie prawie wszystko. Wychowaliśmy się razem. Dopiero potem musieliśmy się
rozstać.
Do końca dnia siedziałam w
gabinecie i ostrzyłam bądź zatruwałam groty strzał. Ogólnie dzień był taki jak
zawsze, jednak czułam, że wieczorem nie będę już tutaj. A z moimi przeczuciami
lepiej się nie sprzeczać, one nigdy się nie mylą. Więc czemuż dzisiaj miałoby
być inaczej?
Po południu wybrałam się na osobisty
zwiad w okolicy. Uwielbiałam to robić. Czasami lądowałam nie wiadomo skąd zaraz
przed strażą miejską, a potem znikałam w bocznych uliczkach. Ich miny po takiej
akcji są rozbrajające. Oczywiście, tak jak zawsze, wybrałam się do lasu. Leżał
niedaleko slumsów, a nikt tam nigdy nie zaglądał. Poza tym, nie chciałam, żeby
ktoś mnie przyłapał w takim stanie...
Gdy jestem na polanie w głębi lasu
zwykle ćwiczę taktykę łucznictwa. Ale nie zwracam wtedy uwagi na nic więcej jak
strzała, łuk i tarcza. Idzie mi świetnie. Czasem nawet nie muszę zbytnio
celować: strzała się mnie słucha. I dzisiaj nie było inaczej. Chociaż nie - jednak było inaczej. Ćwiczyłam strzelanie z pozycji leżącej, i to na
plecach, gdy ktoś wszedł na polanę. Ja oczywiście tego nie zarejestrowałam i
ćwiczyłam dalej. I to był niestety największy (i jedyny) błąd w moim życiu.
W Gildii jestem znana, i to aż za
bardzo. Rozpoznają mnie po opończy i łuku. Wiele razy próbowali mnie złapać,
lub chociaż się ze mną porozumieć. Ja jednak byłam poza ich zasięgiem. Aż do
dzisiaj...
Poczułam lekkie ukłucie na ramieniu
w okolicach szyi. Opuściłam łuk, bo nagle całe ciało miałam sparaliżowanie. Ostatnie,
co zobaczyłam, to dwóch magów stojących nade mną
i zastanawiających się, co teraz mają ze mną zrobić. Dalej była tylko
ciemność...
Post poprawiony 15 III 2013
Wszystko tak jak zawsze, a jednak inaczej. We władaniu łukiem jest niesamowicie sprawna, ale jednak okazało się to też jej słabością. Jak na Złodzieja w tym momencie była niebywale mało czujna. Post bardzo króciutki, ale niezwykle wymowny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.